Cementowy „Torelli”
Okręt podwodny „Torelli” tkwi w pułapce w pobliżu Aviles. Dalsza część jego niezwykłej odysei.
Tragiczna sytuacja okrętu skłoniła Miglioriniego do rejsu w stronę Saint-Jean-de-Luz, małego francuskiego portu w pobliżu granicą z Hiszpanią. Wybranie jakiegoś dalej położonego celu mogło skończyć się utratą jednostki. Podczas tego pełnego grozy rejsu widziano kolejne wiązki światła spływające z powietrza na powierzchnię morza, ale ławice mgły okazały się być sojusznikiem Włochów. Tymczasowym…
Wszystkie urządzenia nawigacyjne były uszkodzone, orientując się według gwiazd kierowano się „z grubsza” na południe. W końcu udało się ugasić pożar, a na pokład powróciła energia elektryczna, pochodząca bezpośrednio z silników elektrycznych (spalone baterie były bezużyteczne). W końcu naprawiono także ster i kompas żyroskopowy, jednak jego praca była ciągle zakłócana. Kompas magnetyczny nadal był całkowicie wyłączony z użycia. Ponadto, na pokładzie nie było map morskich rejonu, na którym się znajdowano.
„Torelli” trzymał się około 6 Mm od brzegu i szedł na wschód. W gęstej mgle, która uniemożliwiała obserwację charakterystycznych punktów wybrzeża, popełniono jednak błąd nawigacyjny, okręt podczas przypływu wszedł na mieliznę w pobliżu hiszpańskiego Przylądka Peñas. Całe zdarzenie pogłębiło tylko uszkodzenia kadłuba.
Po pewnym czasie w okolicy zjawiła się hiszpańska łódź rybacka. Wywiązała się krótka rozmowa, po niej dwóch włoskich oficerów przeskoczyło na jednostkę rybacką i ruszyło w stronę lądu na poszukiwania pomocy. Wkrótce zjawił się holownik i jednostka motorowo-żaglowa, z pomocą przypływu zdołały uwolnić „Torellego” z pułapki. Zmaltretowany okręt odholowano do hiszpańskiego portu Aviles. Sytuacja była katastrofalna, wszystkie urządzenia nawigacyjne były wyłączone z użytku, kadłub w wielu miejscach był uszkodzony i nieszczelny. Z ogromnym ryzykiem wiązał się powrót na morze, zejście w zanurzenie było całkowicie wykluczone. Znajdowano się w kraju neutralnym, któremu nie było na rękę ryzykować skandalem międzynarodowym. Postanowiono umieścić okręt na mieliźnie, w pobliżu przystanku tramwajowego. Włoską załogę ukryto zaś na pokładzie jednego z parowców.
W międzyczasie wysłano raport ze zdarzenia do B.d.U. (dowództwo niemieckiej broni podwodnej), bardzo istotny raport, najważniejszym wnioskiem z niego płynącym nie było samo zagrożenie ze strony Leigh Light, wszystko bowiem wskazywało na to, że alianci skonstruowali radar mogący pomieścić się na pokładzie samolotu. Wielki admirał Karl Dönitz natychmiast zażądał skonstruowania urządzenia mogącego wykrywać fale emitowane przez radar, które można było zainstalować na pokładach jego U-Bootów. Niebawem powstał detektor nazwany „Metox”.
W Aviles starano się szybko naprawić najpoważniejsze uszkodzenia, min. kadłub łatano cementem szybkowiążącym. Uszkodzenia były jednak bardzo ciężkie, zwrócono się zatem do hiszpańskich władz z prośbą o możliwość pozostania w porcie przez kilka dni. 6 czerwca (na mieliznę weszli 4-go) lokalne dowództwo hiszpańskiej marynarki poinformowało Włochów, że władze w Madrycie nie chcą skandalu, „Torelli” musiał do północy wyjść w morze, inaczej okręt miał być internowany.
Sommergibile miał tylko prowizorycznie przywróconą pływalność, w żadnym wypadku nie mógł się zanurzyć. Mimo wszystko postanowiono przedrzeć się do Bordeaux. O 23.30 6 czerwca Migliorini ponownie skierował swoją jednostkę na Atlantyk. Osłona nocy dawała nadzieję na uniknięcie ataków ze strony samolotów. Wróg jednak czuwał i wiedział, przebywający w Aviles okręt był wielokrotnie obserwowany przez alianckie samoloty, a decyzja Hiszpanów była spowodowana naciskami dyplomatycznymi. Z ograniczoną prędkością „Torelli” ruszył ku niebezpiecznej przeprawie. Część pomieszczeń była zamknięta i odizolowana (skutki pożaru i wydzielającego się gazu), połowa załogi musiała cały czas pozostawać na górnym pokładzie, ubrana w kamizelki ratunkowe. Nawigacja odbywała się bez pomocy żadnego kompasu.