„Mały Saturn” przetacza się po 8. Armii
Włoska 8. Armia podczas tragicznego odwrotu, zima 1942/1943. Kontynuacja wątku z wczoraj, ale przyznaję, że amerykański historyk średnio się spisał i dużo spraw zostało pominiętych, choćby bardzo mnie ciekawiąca obecność Korpusu Alpejskiego na Kaukazie. Co do samej sowieckiej operacji „Mały Saturn”, której celem była min. włoska armia, to potrzeba było trzech dni na przełamanie włoskich pozycji, czołówki pancerne Rosjan poszły dalej – ku lotniskom z których zaopatrywano Stalingrad. Włosi zostali odcięci, cofali się stepem, tworzyli ruchome kotły, zaopatrywane z powietrza i walcząc przebijali się do swoich linii. Uratowano wielu ludzi, ale stracono cały ciężki sprzęt, dywizje przestały właściwie istnieć jako zorganizowane formacje. Zrobiono jednak dokładnie to, co powinni zrobić Niemcy otoczeni w Stalingradzie.
W ciemnych porannych godzinach 16 grudnia 1942 pozycje włoskiej 8. Armii nad Donem zasypał grad pocisków. Natychmiast po tym linię front zaatakowały sowieckie czołgi i piechota podążająca tuż za nimi w głębokim śniegu. Siła napastników była znaczna: 1. i 3. Armia Gwardii. Włosi mieli kłopoty z koordynacją działań, kable telefoniczne zostały przerwane. Niebawem każda włoska kompania toczyła swoją własną bitwę. Pozbawieni łączności piechurzy byli przekonani, że uderzenie spadło tylko na ich sektor i jeśli przebiją się na tyły, będą mogli dołączyć do głównej linii obrony. Nie zdawali sobie sprawy, że to oni są główną linią obrony! Włoska kawaleria, która walczyła spieszona, została anihilowana przez sowieckie czołgi. W sektorach trzymanych przez DG „Sforzesca” (gen. Carlo Pellegrini), DG „Ravenna” (gen. Francesco du Pont), DP „Pasubio” (gen. Guido Boselli) i DP „Torino” (gen. Roberto Lerici) obrona szybko się rozleciała. Spójna pozostała obrona DP „Cosseria” (gen. Enrico Gazzale). Generał Gabriele Nasci i jego szef sztabu gen. Giulio Martinat byli przekonani, że podległy im Korpus Alpejski zdoła przetrwać. Składał się on z dywizji: „Tridentina” (gen. Luigi Reverberi), „Julia” (gen. Umberto Ricagno) i „Cuneense” (gen. Emilio Battisti). [operacja „Mały Saturn” minęła jego pozycje]
Załogi bezużytecznych czołgów L6 opuściły je, kiedy te utknęły w śniegu lub skończyło im się paliwo. Nawet działa samobieżne Semoventi kal. 47 mm były teraz bezużyteczne, także one stały z braku paliwa. Czarne Koszule z Raggruppamento „3 Gennaio” (gen. Filippo Diamante) i Raggruppamento „23 Marzo” (gen. Luigi Martinesi) także były w odwrocie. Nikt nie zauważył co się stało z Legionem Chorwackim przydzielonym do armii.
Najgorszy koszmar wszystkich Włochów, od szeregowców do generałów, stał się faktem: byli odcięci od wojsk Osi i okrążeni. W koszmarnym zimnie, ze zdrętwiałymi rękoma i nogami, żołnierze błądzili w głębokim śniegu, czasem zatrzymywali się gwałtownie by złapać oddech. Włosi łączyli się w grupy, tłum, potem w ludzką masę. Motywowani przez odgłos dział starali znaleźć się jak najdalej od nich, najpierw w lewo, potem w prawo, często zupełnie tracono orientację, ale trzymali się razem, uważając, że w grupie są bezpieczniejsi. Nikt nie chciał umierać samotnie. Z łachmanami owiniętymi wokół stóp i kocami narzuconymi na ramiona ciężko było rozpoznać w nich ludzi, co dopiero żołnierzy. To nie była już dumna krucjata (przeciw komunizmowi). Pociągi z wypisanymi kredą faszystowskimi sloganami i żegnane kwiatami były teraz okrutnym wspomnieniem.
Co kilka godzin zjawiali się sowieci, czasem były to czołgi, często piechota, bardzo często kawaleria, jak gigantyczny zielony robak na białym krajobrazie, kolumna włoskich żołnierzy zmieniała kierunek i ślizgała się na bok. Ludzie byli całkiem otępiali, mieli nadzieję i modlili się o to, że ktoś na czele kolumny jeszcze panuje nad sytuacją. Wystarczająco dużo wysiłku sprawiało wleczenie się noga za nogą. Tu i tam padał jakiś nieszczęśnik, zbyt wyczerpany lub ranny, może chory. Kapelani zajmowali się nimi, oddawali ostatnią posługę.
Po osiągnięciu miejscowości Meshkov (?) cofająca się kolumna odkryła, że dalszą drogę zagradza przeciwnik. Z tłumu wyłonili się oficerowie, zapomnieli o własnym bólu, zaczęli gromadzić gotowych do walki ludzi. Wystarczająco wielu bersalierów z 3. pułku Dywizji Szybkiej „Amadeo Duca d’Aosta” nadawało się do ataku. Rzucili się jak bestie przez głęboki śnieg ku budynkom na skraju miasta. Odezwały się karabiny maszynowe Rosjan, śnieg zabarwił szkarłatny kolor krwi włoskich żołnierzy. W końcu oficerowie zdali sobie sprawę, że przejście jest skutecznie zaryglowane, zmieniono kierunek marszu. Cały czas Włochów niepokoili Kozacy pojawiający się dzierżąc szable.
Czwartego dnia odwrotu jedna z kolumn weszła do doliny Abrusovka (?), na flance której znajdowała się radziecka artyleria. Z diabolicznymi T-34 ledwie kilkaset metrów za nimi, ocaleni z pogromu nie mieli innej możliwości niż skapitulować lub próbować wynosić się z stamtąd. Próbowali ujść. Tysiące ludzi brnęło przez śnieg, nie próżnowała wroga artyleria, która wystrzeliwała w tłum pocisk za pociskiem. W końcu na miejscu pojawiło się trochę niemieckich ciężarówek, które zmierzały w tą samą stronę. Włosi machali swoją bronią, mieli nadzieję, że znajdzie się dla nich miejsce, część rzuciła się, by zatrzymać Niemców. Ci w ślepej panice odpychali Włochów, kopali i strzelali do nich, pędem przejeżdżając przed frontem ich kolumny. Kiedy stali patrząc na odjeżdżające ciężarówki czuli obrzydzenie i nienawiść. Wielkie eksplozje wyrywały kratery w ich szeregach. Czołgi w końcu dopadły koniec kolumny i miażdżyły tych słabszych maruderów gąsienicami. Tych uciekających na bok kosiły serie z broni maszynowej. Jakimś cudem większość tłumu uciekła z tej doliny śmierci.
23 grudnia straż tylna próbowała powstrzymać ścigających Włochów sowietów. Składała się ona z 63. batalionu Czarnych Koszul, batalionu z 3. pułku bersalierów, elementów artylerii konnej i pewnej ilości spieszonych kawalerzystów z pułku „Savoia Cavalleria”. Ludzie ci wiedzieli, że niewiele mogą osiągnąć. Niebywałe, grupa ta utrzymała się trzy dni, aż dotarli do nich kontratakujący Niemcy. 63. batalion CC.NN. znalazł w sobie jeszcze tyle siły, że dołączył do sojuszników i razem zajęli Voroshilov (?). Po walce Niemcy oddali oficjalne honory swoim dzielnym sojusznikom.