Szokujący dzień dla załóg SM.79
Flg Off Peter Wykeham-Barnes strąca Bredę Ba.65, 4 sierpnia 1940. No przynajmniej tak chcieliby bardzo Brytyjczycy. Znamy obecnie właściwie wszystkie utracone maszyny Regia Aeronautica, mamy zidentyfikowane ich numery wojskowe (M.M…, które podaję), skład załóg, numery boczne i przynależność do jednostek. Włosi tego dnia nie stracili żadnej maszyny w Afryce Północnej, na co narzekałem już wczoraj. Dlatego tego typu nieścisłości postaram się w przyszłych publikacjach z całą mocą tępić. Peter Wykeham-Barnes pojawia się także w dzisiejszym wpisie i bez żadnych wątpliwości strąca włoską maszynę.
17 sierpnia 1940 Mediterranean Fleet ponownie ostrzelała Bardię i Fort Capuzzo. Od 6.45 przez 22 minuty ostrzeliwał cele zespół w składzie: pancerniki „Warspite”, „Ramilles” i „Malaya”, krążownik „Kent” oraz trzy flotylle niszczycieli. Osłonę z powietrza zapewniały brytyjskiej flocie operujące z ziemi trzy „Sea Gladiatory” z lotniskowca „Eagle” i myśliwce 80. i 112. Sqn. RAF. Już po ataku okazało się, że nie odniesiono praktycznie żadnego sukcesu. Włosi doskonale maskowali swoje obiekty i rozpraszali pojazdy w terenie. Władze Royal Navy uznały, że akcje tego rodzaju są niemal praktycznie bezskuteczne. Humory poprawiły Brytyjczykom dopiero wydarzenia w powietrzu, które nastąpiły później.
Regia Aeronautica nie chciała pozwolić przeciwnikowi bezkarnie ujść do Aleksandrii. Flotę śledził Cant Z.501 M.M.35459 (S. Ten. Cesare Como) z 143. Sq. R.M., która bazowało w Menelao w Cyrenajce. Włoską łódź latającą dwukrotnie atakowały trzy „Gladiatory” z 80. Sqn., które prowadził Flg Off Wykeham-Barnes. Dowódca sekcji zaatakował jako pierwszy, nadleciał z góry i z tyłu, spadając na Włochów z chmur. Kadłub Z.501 został podziurawiony, prawdopodobnie kule dosięgły także strzelca, ponieważ atakowana maszyna przestała odpowiadać ogniem. O 9.05 Cant wpadł do morza i szybko zatonął. Załogę uznano za zaginioną.
O 8.10 z T2 startowały cztery Ba.65 z 159. Sq., które prowadził Cap. Antonio Dell’Oro, eskortowało je 11 CR.32 z 12. i 16. Gruppo Assalto. Ta grupa nie zdołała jednak odnaleźć celów. Można powiedzieć, że na swoje szczęście, załadowane bomby 50 i 15 kg nie były w stanie zdziałać nic przeciwko okrętom, a istniało także poważne ryzyko napotkania wrogich myśliwców.
Poszukiwać floty miał także 10. Stormo B.T. O 7.55 podniosło się pięć SM.79 z 58. Sq., a o 8.30 kolejne pięć z 56. i 57. Sq., drugą grupę prowadził Cap. Gerardo Musch. Pierwsza piątka zrzuciła 40 100 kg bomb. Włosi meldowali silny i precyzyjny ogień przeciwlotniczy. Savoie próbowały przechwycić „Gladiatory” z „A” Flight z 112. Sqn., jednak bombowce oddaliły się nieuszkodzone. Myśliwce pozostały w pobliżu floty, tylko czekając na kolejną falę nalotu.
Dużo gorszy los czekał drugą piątkę „Sparvieri”. Bombowce dopadły „Gladiatory” z 112. Sqn. i „Hurricane” (P2641) z 80. Sqn., za sterami którego siedział Flg Off John Lapsley. Pojedyncze SM.79 zaatakowali i zgłosili jako zestrzelone Flt Lt L.G. Schwab i Plt Off P.R. Wickham. Lapsley na swoich myśliwcu zdołał zaatakować w czasie tej potyczki aż cztery bombowce. Savoie pierwszy raz trafiły na „Hurricane’a” i była to dla nich ciężka lekcja. Lapsley zgłosił strącenie trzech włoskich maszyn, z czego jedna lądowała awaryjnie. Wydaje się, że wszystkie zwycięstwa należy zapisać właśnie temu pilotowi. Jako pierwsza zwaliła się w dół maszyna „57-9” (57-7?) (M.M.22331) pilotowana przez Ten. Gino Visentin, niedługo jej los podzielił SM.79 „56-7” (M.M.21351) pilotowany przez Ten. Camillo Mussi. Załogi obu bombowców zginęły. Trzecia Savoia, „56-9” (M.M.22313), rzeczywiście lądowała awaryjnie w Egipcie, do niewoli dostała się ocalała część załogi: piloci Tenenti Arturo Lauchard (ranny) i Vittorio Ceard, oraz S. Ten. Bruno Rossi. Samolot odzyskano i wystawiono jako trofeum w Aleksandrii. Przed pogromem uciekły poważnie uszkodzone maszyny Cap. Muscha oraz S. Ten. Luigi Venosta, prawdopodobnie to one były celem ataku „Gladiatorów”. Na pokładzie pierwszej ranny został mechanik. Drugi SM.79 lądował awaryjnie na lotnisku T3 i został skreślony ze stanu.
Wziętego do niewoli Ten. Laucharda zabrano na przesłuchanie do Sidi Barrani. Tam według jego relacji rozmawiał z nim oficer wywiadu, który w pewnym momencie pokazał mu mapę. Dotąd Włoch ujawnił jedynie nazwisko i stopień. Naniesiono na niej dyslokację wszystkich włoskich jednostek lotniczych w Libii, ich siłę i dowódców załóg poszczególnych maszyn. Lauchard w brytyjskiej ewidencji był już skreślony z listy… Jeniec miał wówczas okazję porozmawiać z pewnym młodym Flight lieutenantem, który około 10 dni temu został strącony i skakał ze spadochronem. Brytyjczyk opowiedział, że gdy opadał na spadochronie ruszył ku niemu włoski myśliwiec, Włoch nie otworzył jednak ognia, a jedynie pomachał ramieniem do przeciwnika. Prawdopodobnie rozmówcą Laucharda był Flt Lt „Pat” Pattle (https://en.wikipedia.org/wiki/Pat_Pattle – biografia podaje roszczenia pilota, jako jego pewne zwycięstwa, np. 4 sierpnia 1940 Włosi nie stracili żadnej maszyny podczas wspomnianego starcia! Vide obrazek do tego wpisu.)
Kolejnych nalotów dokonywały maszyny z 15. i 33. Stormi B.T. (razem 16 SM.79). Podczas tych ataków uszkodzono kolejnych sześć bombowców. Włoscy strzelcy pokładowi zgłosili zestrzelenie siedmiu „Gladiatorów”. 1. Av. Antonio Trevigni z 53. Sq., 47. Gruppo, 15. Stormo meldował strącenie aż dwóch bombowców i to pomimo ciężkiej rany w prawą nogę (obie nogi? Trevigni nigdy nie odzyskał zdrowia, zmarł we włoskim szpitalu 23 października 1942). Po akcji trafił do szpitala w Dernie, gdzie kończynę trzeba było amputować. Trevigni otrzymał Medaglia d’Oro al Valor Militare. W brytyjskich dokumentach można natrafić jedynie na ślad po ciężko uszkodzonym „Gladiatorze” z 112. Sqn., Plt Off R.A. Acworth został lekko ranny. Myśliwiec rozbił się na własnym lotnisku i został skreślony ze stanu.
—————————————————————-
SM.79 spotkały tego dnia myśliwiec, którego jego załogi w końcu musiały się obawiać. W Hiszpanii nie stracono żadnego bombowca tego typu (za sprawą myśliwców republiki). Nad Francją możliwe, tam tracono już BR.20, więc SM.79 równie dobrze mógł zostać strącony. Jednak trzy Savoie posłane na ziemię przez jeden myśliwiec? To musiało zrobić na Włochach piorunujące wrażenie. Tymczasem wieści miały być jeszcze gorsze…
19 sierpnia 1940 na egipskim lotnisku Amiriya powołano do życia 274. Squadron RAF, jego wyposażenie w całości stanowiły nowe „Hurricane’y”, które przybyły drogą morską opłynąwszy Afrykę. Dowodzenie nową jednostką objął Sqn Ldr P. Dunn. Przydzielono do niej wielu już doświadczonych pilotów z dywizjonów dotąd walczących w Afryce…
Trwała właśnie Bitwa o Anglię, ale akurat nie ilość samolotów była dla Anglików problemem, tylko brak pilotów. Wysłanie nowych fabrycznie myśliwców do Afryki nie było wielkim problemem. Na tym kontynencie także zaczynało brakować pilotów, ale i na to znaleziono rozwiązanie. 23 sierpnia do Port Tewfik (Port Sudan) dotarł personel 3. Squadron RAAF, czyli piloci z Australii.
Tymczasem aż do 27 grudnia 1940 z nowymi brytyjskimi maszynami musiały sobie radzić Fiaty CR.42. Tego dnia do Afryki przybyły pierwsze Fiaty G.50, przerzucane pospiesznie, ponieważ trwała już aliancka kontrofensywa. „Freccie” trafiły więc tutaj bez personelu naziemnego, który utknął we Włoszech i bez filtrów przeciwpyłowych, ale to już inna historia.