Bitwa o Prozor
Hotchkiss H35 z 7. Dywizji Górskiej SS „Prinz Eugen”, według opisu zdjęcie zrobiono podczas walk nad Neretwą. Dalsza część wczorajszego wątku.
Główne walki rozpoczęły się 16 stycznia 1943 od przeprowadzanych na pełną skalę ataków lotnictwa Osi i ostrzału artylerii, który skierowano na pozycje partyzantów w zamglonych górach. Tito nie miał żadnych myśliwców, więc Oś mogła użyć wszystkiego, co tylko lata, włącznie z zdobycznymi maszynami. W przeciągu 24 godzin Tito został zmuszony do marszu.
Przez trzy tygodnie postępujący żołnierze Osi deptali Tito po piętach, na każdym kroku nękały ich straże tylne, które składały się z dziko wyglądających fanatycznych partyzantów z długimi włosami i brodami, którzy kryli się w śnieżnych i mglistych górskich kryjówkach. Samoloty cały czas prześladowały partyzantów, ale na większych wysokościach mgła i burze śnieżne skryły ich przed wzrokiem lotników. Włosi, Niemcy i Chorwaci nie ponosili jedynie strat w bitwie, prześladowała ich prawdziwa plaga odmrożeń i chorób dróg oddechowych.
Tito miał 20.000 partyzantów w głównej kolumnie, ale niedługo 4.500 z nich odniosło rany bądź chorowało i musieli być niesieni na noszach. Niewielka ilość koni, jakie posiadano, została użyta do ciągnięcia dział. Artylerię Osi także ciągnęły zwierzęta, zwłaszcza Włosi stanęli przed trudnym zadaniem, opuszczali dział na linach w dół zbocza, przenosili je przez potoki, używając ludzi i zwierząt do ciągnięcia ich przez lepkie błoto, unosząc je nad wielkimi skałami, a następnie ponownie pchając je i ciągnąc w górę po oblodzonych stokach. W niektórych przypadkach potrzeba było kilkudziesięciu ludzi do targania po górach jednego działa.
Włoski garnizon miasta Prozor, 125 mil (200 km) na południe od Bihacia, został poinformowany przez zwiad lotniczy, że jedną z kolumn Tito opuściła dolinę Bugajno i idzie przez przełęcz Makljen prosto na nich. Obsadzający miasto 3. batalion 259. pp z 154. DP „Murge” zdawał sobie sprawę, że jest jedyną zaporą na drodze partyzantów do miasta Jablanica i rzeki Neretwa, zażądano więc uzupełnień. Włoskie dowództwo zapewniło, że posiłki pędzą by ich wzmocnić. Jakkolwiek, to co włoscy generałowie nazywali „pędzeniem”, niemieccy nazwaliby „czołganiem”. Prawda jest taka, że w swojej faszystowskiej arogancji włoscy generałowie uznali, że Prozor zdoła się utrzymać bez pomocy. 16 lutego Jugosłowianie zaatakowali miasto. Obsadzających je 600 Włochów pozostawiono samych sobie, ale mimo to przez 24 h utrzymali swoje pozycje w obliczu zawziętego szturmu. Wówczas partyzanci podciągnęli artylerię. Dowódca garnizonu, być może uważając, że powinien być wierny swoim ludziom, a nie snom Mussoliniego o chwale, rozpoczął negocjacje na temat honorowej kapitulacji. Część Włochów nie miała zamiaru wierzyć partyzantom i nocą zdołali się wymknąć. Następnego dnia garnizon formalnie skapitulował. Partyzanci zaakceptowali poddanie się przeciwnika, rozbroili włoskich żołnierzy, a następnie zmasakrowali ich.
Włoscy generałowie potulnie przeprosili Niemców i rzucili każdy dostępny samolot na partyzantów, którzy teraz przemieszczali się z Prozoru na południe.
Po miesiącu walk, podczas przerażającej zimy i w trudnym terenie, Chorwaci byli wyczerpani, stracili tysiące zabitych i rannych, a kolejne tysiące leżały chore. Niemieckie straty wyniosły dotąd ok. 400 ludzi. Pomimo straty Prozoru, straty Włochów były niskie. Żołnierze Osi zabili 8.500 partyzantów i pojmali 2.000. Ludność cywilna żyła pośrodku tej bitwy, była zabijana przez bomby, artylerię i wymianę ognia. Żołnierze Osi liczyli każde znalezione zwłoki jako partyzanta, nie ważne, czy należały do dziecka lub starej kobiety. Także wielu jeńców nie było partyzantami, ale bezbronnymi ludźmi schwytanymi w niewłaściwym czasie i miejscu. Prawdziwi partyzanci, którzy dostali się do niewoli, byli najczęściej zbyt słabi, by kontynuować marsz.