Stary przyjaciel Prima Longobardo
Slup HMS „Londonderry” (L 76 / U 76), jednostka flagowa eskorty konwoju SL. 115. Na dzisiaj planowana była włoska broń pancerna w Afryce, ale niektórych historii nie da się odpuścić…
Nocą z 14/15 lipca 1942 okręt podwodny „Calvi” spotkał się z U 130, który naprowadzał inne okręty Osi na konwój SL. 115. Był on eskortowany przez slupy „Lulworth”, „Londonderry”, „Bideford” i „Hastings”. Włoskim okrętem dowodził 41-letni capitano di fregata Primo Longobardo, który jak na dowódcę okrętu podwodnego, był już w podeszłym wieku, był już odwoływany z pierwszej linii, miał min. bezpieczną posadę w szkole broni podwodnej w Pola (Puli), ale zawsze składał podania o ponowne objęcie dowodzenia jednostką działającą na Atlantyku. Wcześniej zatopił na oceanie cztery frachtowce o sumarycznym tonażu 17.489 BRT.
Ta część w mocnym skrócie. Radionamiernik HF/DF na HMS „Lulworth” wykrył jakiś sygnał. Slup ruszył w stronę kontaktu i zapędził oba okręty podwodne pod wodę. Bomby zrzucono na Włochów, którzy opadli aż na 200 m i ostatnim wysiłkiem zdołali się wynurzyć. Na powierzchni okazało się, że działa tylko jeden diesel. Uszkodzone bliskimi eksplozjami było jedno z włoskich dział. Tradycyjnie okręt podwodny Regia Marina podjął walka na powierzchni (nie mógł zejść pod wodę; wystrzelił min. dwie niecelne torpedy) Brytyjczycy szybko skrócili dystans i przygnietli włoską załogę ogniem działek automatycznych i potem artylerii głównej. Na pomoście zginął Longobardo i jego zastępca. Okręt płonął, pokład był zasłany martwymi (zginęło 45 Włochów). Pod pokładem, sprawujący teraz dowodzenie, główny mechanik – capitano del Genio Navale Russo, nadzorował samozatopienie „Calviego”. Na pokład dokonała abordażu grupa brytyjskich marynarzy. Przez właz zszedł na dół kapitan marynarki Frederick William North i tam starł się wręcz z Russo, który walczył o posłanie swojej jednostki na dno. Celu dopiął, obaj zginęli tonąc wraz z okrętem…
Grupa abordażowa w porę odbiła, porzucając Northa. 35 Włochów znalazło się w wodzie. Teraz kontratakował U 130, wystrzelił niecelną torpedę i został przepędzony przez „Lulworth”, który zrzucił na niego bomby głębinowe. (tutaj sprostowanie informacji podanych przez Clay’a Blaira w jego monumentalnej „Hitlera Wojna U-Bootów” – U 130 zaatakował, gdy „Calvi” już zatonął, więc w żaden sposób nie pomógł Włochom w samozatopieniu ich okrętu, a Brytyjczycy owszem zrzucili bomby głębinowe, ale nie zabili przy tym żadnego włoskiego marynarza, wszyscy oni zginęli walcząc, zmasakrowani ogniem wroga).
I tutaj zaczyna się właściwa opowieść. Po czterech godzinach po włoskich rozbitków wróciły „Bideford” i „Londonderry”. Tym drugim dowodził komandor porucznik John Stanley Dalison, na pokład jego okrętu podjęto min. dwóch włoskich oficerów. Trzynaście lat wcześniej Dalison zawarł silną przyjaźń z włoskim oficerem… Primo Longobardo. Obaj wówczas byli oddelegowani no okręty stacjonujące w Chinach, Longobardo na kanonierkę „Sebastiano Caboto”, a Dalison na ciężki krążownik „Berwick”. Obaj oficerowie wymienili się wówczas podarunkami. Kiedy Dalison stanął naprzeciw dwóch oficerów uratowanych z „Calvi” wyciągnął z kieszeni srebrną papierośnicę i pokazał ją Włochom, było na niej wygrawerowane „Con molta amicizia, Shanghai 26.12.1929 – TV Primo Longobardo” (z wyrazami przyjaźni…). Brytyjczyk spytał, czy jego jeńcy nie znają czasem tego oficera. Włosi przeczytali grawer i pobladli odpowiedzieli: „Tak, znamy go. To był nasz dowódca”. Dalison starał się nie pokazywać swoich wilgotnych oczu…
Dalison miał przy sobie ową papierośnicę do końca swojego życia, bardzo ją lubił, traktując jako swojego rodzaju szczęśliwy amulet. W październiku 1949 r., podczas zawodów rybackich na jeziorze w pobliżu Renfrew w Kanadzie, Dalison stracił swoją ulubioną papierośnicę, która wpadła do wody. Została położona blisko krawędzi, wstrząs łodzi zrzucił ją do wody. Dalison bardzo się tym przejął, zostawił swoich znajomych i wrócił na ląd. Wsiadł do samochodu i ruszył w stronę Ottawy. Kilka minut później uderzył w drzewo i zginął na miejscu. Przyjaciel, który widział żywego Dalisona jako ostatni, powiedział, że jego twarz po śmierci zdawała się być zrelaksowana i zrezygnowana, „Jakby nareszcie odnalazł kogoś lub coś, co próbował od dawna odszukać”.