Regia Marina okiem jej dowódców i badaczy
Udział Regia Marina w drugiej wojnie światowej został zignorowany przez historyków angloamerykańskich, ale jej losami zajęło się
wielu autorów europejskich, z których część obaliła opinie według
których włoska flota była dowodzona przez „sparaliżowany” ze strachu
przed Royal Navy Sztab Generalny, a to z kolei miałaby mieć jakoby
„przewagę moralną” nad swoim przeciwnikiem. Ta część badaczy przypisuje
klęskę Włochów brakom materiałowym i słabości strukturalnej, jak
również niewłaściwej strategii i małej elastyczności włoskiego
dowództwa. Podobnie jak inni autorzy, Marc Antonio Bragadin i Giuseppe
Fioravanzo zwracają uwagę na słabość przemysłu i rozwoju
technologicznego, która pozbawiła Regia Marina radaru, sonaru,
elektrycznych torped, odpowiedniej amunicji, a stały brak paliw
„paraliżował” działania floty, a przyłączenie się Włoch do wojny po
stronie Niemiec zastało włoską flotę w środku programu jej rozbudowy.
Także Angelo Iachino, dowódca włoskiej floty przez większą część wojny,
zwraca uwagę na dokładnie te same problemy, będące czynnikiem
decydującym o jego możliwościach. Ale zwraca także uwagę na trudności we
współpracy z Regia Aeronautica, twierdząc że „dwa lotniskowce i dobre
lotnictwo morskie” zagwarantowałyby Włochom dominację w centralnej
części Morza Śródziemnego (ze względu na brak odpowiednich baz panowania
we wschodniej i zachodniej części MŚ nie było sposobności zdobyć samymi
tylko wysiłkami floty – Gibraltar i Aleksandrię należało zdobyć od
strony lądu, względnie zdać na morzu jakąś druzgoczącą klęskę
przeciwnikom, ale ci mieli ogromnie większe możliwości na uzupełnianie
własnych strat, czy w wyniku przenoszenia okrętów z akwenu na akwen, czy
też w razie potrzeby wodując nowe jednostki). Iachino uważa także, że
nie wykorzystano do maksimum silnych stron Regia Marina: zwłaszcza wojny
„podstępnej” w wykonaniu sił szturmowych floty – X Flottiglia MAS.
Zawiodły także włoskie założenia prowadzenia wojny podwodnej.
Domenico Cavagnari, który także dowodził Regia Marina podczas wojny,
narzeka, że choć Mussolini obiecywał czas na przygotowanie do wojny, to
nie otrzymano go w dostatecznej ilości: w 1940 roku bazy nie były
dostatecznie przygotowane, pancerniki były jeszcze w stoczniach,
brakowało kilku typów jednostek lekkich, a flota była zacofana
technicznie w kilku zagadnieniach. Problemy strukturalne – w tym
nieadekwatny przemysł ciężki – potrzeba sprzedawania artykułów morskich
(na czele z okrętami) zagranicę, by zdobyć silną walutę, braki paliwowe,
braki w transporcie i brak ścisłej współpracy z lotnictwem, powodowały
nieefektywność Regia Marina. Cavagnari chwali, że nowe okręty miały
„maszyny, uzbrojenie i instrumenty produkcji włoskiej” i ocenia Regia
Marina jako „dobrą flotę”, aczkolwiek z pewnością nie była na poziomie
Royal Navy.
Historycy są zgodni co do tych słabości, ale
wyróżniają kolejne. Oscar di Giamberardino podnosi brak skoordynowanego
planowania strategicznego, niepowodzenie zawarcia sojuszu morskiego z
Wielką Brytanią i konieczność stworzenia floty „zrównoważonej”, która
miałaby w składzie pancerniki, jednostki lekkie, okręty podwodne i
własne lotnictwo.
Według Raymonda de Belot, plusami Regia
Marina była jakość korpusu oficerskiego, szybkość jej okrętów, dobra
jakość artylerii morskiej i torped, łączność i „zdolność manewrowa”, ale
z kolei wśród mankamentów podnosi niewłaściwe projekty okrętów
podwodnych, słabość środków zwalczania okrętów podwodnych, słabość
okrętów pomocniczych, wojny minowej, niewłaściwe opancerzenie okrętów, i
czynniki już wymieniane: brak radaru, lotniskowców i wyspecjalizowanego
lotnictwa morskiego – co do dwóch ostatnich czynników warto podkreślić
jeszcze jedną rzecz, nie tylko brakowało torped lotniczych i bombowców
nurkujących, ale także doktryny użycia lotnictwa jako takiej.
—————————————————————-
I w kontekście tych uwag pozwolę sobie na polemikę. Profesor Maciej
Franz w tomie 1 swojej „Burzy nad Morzem Śródziemnym” (wyd. Napoleon V)
na stronach 344-346 (przypis 50) napisał na mój temat: W niedawno
opublikowanym rysie M. Sobskiego, opowieść o bitwie pod Stilo,
ukierunkowana została na starcie lotnictwa. Autor położył nacisk na
omówienie kolejnych nalotów włoskiego lotnictwa, głównie sił
bombowo-torpedowych (tu pierwsza moja uwaga: o lotnictwie torpedowym nie
ma tam słowa, bo to wówczas jeszcze u Włochów nie istniało).
Przeanalizował on kolejne uderzenia włoskiego lotnictwa, dokumentując
pojawienie się nad brytyjską flotą kolejnych grup samolotów. Stworzony
obraz jest jednak dość mylący, jakoby włoskie lotnictwo dominowało nad
polem walki i stanowiło w toku tego starcia istotny czynnik, wpływający
na jego przebieg, czy los ostateczny. Taka wizja tejże bitwy rozmija się
znacząco z konkluzjami płynącymi z opracowań włoskich autorów.
Więc po pierwsze uważam, że nie podnoszenie czynnika lotniczego podczas
omawiania jakiejkolwiek bitwy morskiej doby II WŚ jest anachronizmem.
Co do konkluzji włoskich autorów, to to już zależy od tego, jakich
autorów czytamy. Ci morscy mają opinię kasty skupionej wokół wydziału
historycznego Marina Militare i właśnie głuchych na argumenty. A brak
współpracy lotnictwa z flotą, który tak mocno akcentowałem (atak na
własne okręty!!!) był pod Stilo elementem, który najbardziej u Włochów
zawiódł. Śmiem twierdzić, że przyjęcie przez Royal Navy bitwy u samych
wybrzeży Włoch, gdy Regia Aeronautica miałaby lotnictwo torpedowe na
poziomie tego z lat 1942-1943, skończyłoby się niechybnie jej masakrą
(przy założeniu, że komponent brytyjskiego lotnictwa pokładowego byłby
równie słaby jak pod Stilo, bo nie można zakładać, że jedna strona coś
ulepsza, a przeciwnik stoi w miejscu). Część lotniczą podniosłem
umyślnie, bo w większości polskich prac była ona z kolei całkowicie
zignorowana, miast przepisywać znane nam elementy, szukałem nowych
czynników mogących wpłynąć na nasze postrzeganie bitwy. A jak widać
słabość współpracy z lotnictwem podnoszą sami dowódcy floty oraz
historycy i ten fakt musimy zawsze mieć z tyłu głowy rozmawiając o
możliwościach włoskiej floty!