Dwie prawdy o Caporetto
Wiecie,
czemu wszyscy pasjonujemy się historią? Ponieważ każde wydarzenie
należy rozpatrywać na kilku płaszczyznach. Caporetto jest tutaj świetnym
przykładem. Bez dwóch zdań było to wielkie zwycięstwo strony
austro-niemieckiej, ale dla Imperium Habsburgów było… pierwszym
gwoździem do trumny. Ostatnio trochę się
w tym zaczytuję. Artykuł „klęska czy odwrót strategiczny” już samym
tytułem szedł o krok zbyt daleko. Ale moim zdaniem idealnie w punkt
trafił Pierluigi Romeo di Colloredo Mels, który swojej monografii bitwy
dał podtytuł „L’ utile strage” – użyteczna masakra. Czemu? Bo gdyby
Włosi mieli stawić czoła całej potędze Austro-Węgier, zmobilizowanej
przeciwko nim po wycofaniu się z wojny Rosji, wspartej jeszcze przez
Niemców, walcząc nad Isonzo, to z dużo większym prawdopodobieństwem
byliby narażeni na naprawdę nokautujący cios – być może wyłączających
ich z wojny. Odwrót nad „świętą rzekę ojczyzny” – Piawę – był dla nich
wybawieniem: skrócenie linii pozwoliło szczelniej obsadzić front,
zwiększyć koncentrację artylerii, wydzielić rezerwy potrzebne do
kontrataku. Z kolei teraz Austriacy (już bez bezcennego wsparcia
kuzynów) zmagali się z długimi liniami zaopatrzenia. Caporetto to także
ciekawe zjawisko społeczne: w 1915 roku na wojnę poszedł przykładowy
sycylijski chłop, całe życie związany ze swoją rolą, czujący się
Sycylijczykiem, któremu kazano walczyć o jakiś Triest, który nawet nie
leżał w granicach tego nowego tworu, jakim dla niego były zjednoczone
Włochy. W 1918 roku w dużej mierze zastąpił go w okopach nad Piawą
przykładowy młody student (naturalną koleją rzeczy do szeregów szedł
coraz młodszy rekrut), człowiek kształcony w duchu włoskiego
patriotyzmu, świadomy celu tej wojny, i to on w 1918 roku zdołał zdobyć
ten Triest!
1917 r.:
Sztaby austro-niemieckie
wybrały na punkty przełamania zwłaszcza dwa miejsca: pozycje włoskie
naprzeciwko Tolmino i okolice miejscowości Plezzo, położonej bardziej na
północ, gdzie, by wesprzeć atak Niemców, użyto gazów bojowych mających
pomóc przedrzeć się przez pozycje Brygady „Friuli”. Wojska uderzające na
tych dwóch kierunkach miały spotkać się na tyłach włoskich IV i VII KA,
a następnie ruszyć ku sercu Friuli. Powodzeniem zakończył się zwłaszcza
atak Niemców na pozycje naprzeciwko Tolmino, gdyż dolina Isonzo była
broniona przez ledwie kilka setek strzelców z niewielką ilością ckm z BP
„Alessandria”: niemiecka 12. Dywizja maszerowała praktycznie
nieniepokojona, korzystając z osłony mgły i zmiecenia pierwszej włoskiej
linii w wyniku przygotowania ogniowego; ogółem przełamała trzy linie
włoskiej obrony obsadzone przez kilka batalionów mających w granicach
połowy stanu etatowego i w osiem godzin pokonała 22 km płaskiej doliny,
która dzieliła Tolmino i Caporetto.
W górach, na lewym i prawym
skrzydle natarcia 12. Dywizji, udało się wedrzeć na 3000-4000 metrów i
także bawarski Alpenkorps wsparty batalionem górskim „Württemberg”, po
pokonaniu grzbietu Monte Kolovrat, został zatrzymany na przełęczy
Zagradan aż do południa dnia następnego. Na tyłach trzech linii obrony
Włochów, miejscowość Caporetto, będąca punktem dowodzenia dla piechoty i
co ważniejsze włoskiej artylerii, została o 16.00 osiągnięta przez
Niemców: w całej Wielkiej Wojnie w Europie było to najgłębsze włamanie
osiągnięte w ciągu jednego dnia!
Wydawało się, że przynajmniej
jeden z dowódców pododdziałów 12. Dywizji powinien otrzymać za ten
wyczyn najwyższe odznaczenie – Pour le Mérite (za zasługi) -, tak się
jednak nie stało, bo nie było żadnych zasług. Akcja była forsownym
marszem bez walk i innych wydarzeń godnych nagrodzenia: typowym łutem
szczęścia, a fart nie zasługuje na przyznanie najwyższego odznaczenia w
armii (przez całą I WŚ przyznano tylko 650 Pour le Mérite). Głośny
sukces 12. Dywizji były nade wszystko efektem błędnego rozmieszczenia
swoich wojsk przez stronę włoską.
Konsekwencje tego przełamania
frontu miały wpływ na cały włoski front w Friuli. Brak wypoczętych
rezerw, które mogłyby pomóc odtworzyć linię obrony, spowodował, że
kolejne włoskie pozycje, którym sztywno kazano bronić się do końca,
jedna po drugiej padały ofiarą wroga. Z przyczyn prestiżowych – chodziło
o teren zdobyty kosztem ogromnych ofiar w przeciągu ostatnich dwóch i
pół lat – odstępowano niechętnie, ale w końcu wszystkie włoskie korpusy
musiały rozpocząć desperacki odwrót walką (włoka książka wytłuszcza ten
termin: ritirata combattuta). Także ten aspekt bitwy pod Caporetto długo
był ignorowany, gdyż zapominano o setkach ciężkich potyczek, które
pobite wojsko włoskie stoczyło próbując powstrzymać napór
austro-niemiecki i by pozwolić kolegom, taborom, artylerii i sztabom
wycofać się przez rzekę Tagliamento, która miała stać się kolejną linią
obrony.
W przeciwieństwie do tego, w co wierzono jeszcze kilka
lat wstecz, nie było masowej kapitulacji czy „załamania morale” wojsk
włoskich, które w rzeczywistości walczyły z odwagą i wystarczająco długo
(dość długo, by potem było czym walczyć nad Piawą) przeciwko
silniejszemu i lepiej wyszkolonemu przeciwnikowi.
Trudną prawdą
jest to, że Caporetto było bitwą przegraną już na samym jej początku,
toczoną przeciwko liczniejszemu przeciwnikowi, mającemu przewagę w
artylerii i broni maszynowej, lepiej dowodzonemu, lepiej przygotowanemu
do prowadzenia działań manewrowych i mającemu po swojej stronie czynnik
niebagatelny: całkowite zaskoczenie strategiczne.
————————————————————————-
Komunikaty Comando Supremo:
Zapraszam do zakupu książki mojego autorstwa: „Betasom. Włoska broń
podwodna w bitwie o Atlantyk (1940-1945)”! Wszystkie szczegóły
znajdziesz tutaj: http://wojna-mussoliniego.pl/?p=5897
Wystarczy zgłosić taką chęć w komentarzach lub na PW na fan page’u lub napisać na e-mail: marek.sobski@interia.eu