Sukces i łzy na pokładzie „Argo”
Niszczyciel HMCS „Saguenay” (D79), w Kanale Panamskim, lata trzydzieste. Uciekam na weekend, powracam jakoś na początku przyszłego tygodnia. Na pożegnanie jeszcze wydarzenia z patrolu okrętu podwodnego „Argo”, chyba najbardziej udany rejs Włochów na Morzu Północnym trudnej zimy 1940/1941 r., jednak zakończony słodko-gorzko.
DRUGI Patrol 22 listopada – 12 grudnia 1940
Wieczorem 22 listopada „Argo” (capitano di corvetta Alberto Crepas) opuścił Bordeaux i skierował się do swojego sektora operacyjnego na zachód od Irlandii. Wchodził w skład grupy „Giuliani” (wraz z „Reginaldo Giuliani”, „Capitano Tarantini” i „Luigi Torelli”), która miała patrolować obszar pomiędzy południkami 15° W i 20° W oraz równoleżnikami 57°20’ N i 53°20’ N. Po sześciu dniach rejsu okręt osiągnął wyznaczoną strefę. O 4.49 1 grudnia zaobserwowano jednostkę, którą początkowo rozpoznano jako inny włoski okręt podwodny, „Argo” wysłał sygnał identyfikacyjny. Gdy dystans został zmniejszony Włosi rozpoznali z czym mają do czynienia, niszczyciel! Włosi wystrzelili celną torpedę, później odpalili kolejną, później nie widziano już wrogiego okrętu, wydawało się, że mógł zostać zatopiony. Marynarze z „Argo” wyłowili z morza dokumenty, które ujawniły, że przeciwnikiem był kanadyjski niszczyciel „Saguenay”. „Saguenay” był częścią eskorty konwoju HG. 47, włoska torpeda unieruchomiła go, niszczyciel stracił dziób, zginęło 21 członków jego załogi. Okręt jednak nie zatonął, odholowano go do Barrow-in-Furness, gdzie dotarł 5 grudnia. Do maja 1941 r. trwała naprawa zadanych mu przez „Argo” uszkodzeń.
Nocą 1/2 grudnia „Argo” odebrał wiadomość o konwoju 8-10 frachtowców, następnie ruszył z pełną prędkością na północny wschód, jednak z powodu wzburzonego morza jego realna prędkość wynosiła tylko 8 w. W pierwszych godzinach 2 grudnia zaobserwowano wystrzeliwane race, słychać było także eksplozje torped. Konwój HX. 90 atakowały właśnie U 47, U 99 i U 101. O 8.25 odkryto małą jednostkę, która ratowała rozbitków. „Argo” natychmiast wysłał komunikat o pozycji konwoju, a następnie wystrzelił wadliwą torpedę, która zeszła z trasy i wynurzyła się, w efekcie zdradziła w ten sposób obecność okrętu. Włochami natychmiast zainteresowała się eskorta, zepchnęła ich pod wodę i przez pięć godzin obrzucała bombami głębinowymi. Zrzucono 96 bomb, część z nich eksplodowała w bliskiej od „Argo” odległości, jednak uszkodzenia były niegroźne.
4 grudnia „Argo” patrolował nadal, o 12.55 został odkryty przez łódź latającą Short „Sunderland”. Wiał silny wiatr, dzięki czemu samolot nie mógł od razu zaatakować okrętu, uciekający czas Włosi wykorzystali do pospiesznego zejścia pod wodę (według innej wersji podjęto walkę na powierzchni i odparto dwa ataki, po czym samolot oddalił się, być może uszkodzony). W pierwszych godzinach 5 grudnia „Argo” zatopił jedną torpedą brytyjski motorowiec „Silverpine” (5066 BRT), idący samotnie statek konwoju OB. 252. Zatopienie miało miejsce na pozycji 14° N i 18°08’ W, 36 z 55 członków załogi statku zginęło wraz z nim. Sukces ponownie ściągnął na Włochów okręty wroga, przez cztery godziny zrzucono na niego 24 bomby głębinowe, jednak nie odnotowano żadnych istotnych uszkodzeń.
6 grudnia pogoda pogorszyła się jeszcze bardziej. Ogromnie niebezpieczna była służba wachty, która mimo przywiązania się do pomostu w każdej chwili mogła być zmyta z pokładu do morza przez ogromne fale. Przez główny właz cały czas przedostawała się woda, powodując różne awarie, zwłaszcza instalacji elektrycznej, na okręcie gasły światła. Wiele urządzeń znajdujących się w pobliżu włazu było bezużytecznych, wysiadło także radio. W końcu przez wzgląd na uszkodzenia Crepas nakazał powrót do Bordeaux. Jak długo było to możliwe próbowano iść w zanurzeniu, wynurzano się celem naładowania baterii i przewietrzenia pokładu. Tam trwała nieustanna walka o pływalność jednostki, wiadrami usuwano wodę z centrali.
Około 16.00 11 grudnia, ostatniego dnia rejsu, podczas marszu przez Zatokę Biskajską, zastępcę dowódcy, tenente di vascello Alessandro De Santis, porwała z pomostu do morza wielka fala. Maszyny dały całą wstecz, pomimo złej pogody, Crepas podprowadził okręt ok. 20 m od De Santisa, rzucono mu kamizelki ratunkowe i liny. Znajdujący się w wodzie nieszczęśnik zrzucił z siebie ciężki płaszcz, buty i wszystko co przeszkadzałoby mu w pływaniu, w tym czasie „Argo” nadal próbował podejść jak najbliżej. Capo cannoniere Lorenzo Ciappetti obwiązał się liną i na ochotnika wskoczył do morza, by nieść pomoc. Prąd mocno miotał Ciapettim, ale zdołał on dotrzeć na kilka metrów od De Santisa. Wówczas w obu uderzyła kolejna fala, niebawem De Santis uniósł dłoń w ostatnim pozdrowieniu i zniknął pod kolejną falą. Wyczerpanego pływaniem w lodowatej wodzie Ciapettiego wciągnięto na pokład. 12 grudnia „Argo” dotarł do Le Verdon. Na znak żałoby proporce oznaczające dwa sukcesy były wciągnięte do połowy masztu. Gratulacje za zatopienie „Silverpine” i „Saguenay” mieszały się z kondolencjami z powodu tragicznej śmierci De Santisa. Następnego dnia na pokładzie odprawiono mszę świętą w jego intencji. De Santis pośmiertnie otrzymał także Medaglia d’Argento al Valor Militare.