Masakra włoskiego SS pod Anzio
W
listopadzie 1943 r. brytyjska 8. Armia zatrudniała 7320 Włochów z
formacji tyłowych, a amerykańska 5. Armia miała ich 4000. Wielu z nich
narażało się w kolumnach mułów pokonujących ciężkie do przebycia górskie
ścieżki, jako noszowi, lekarze, mechanicy, gońcy czy radiotelegrafiści.
Generał Clark był tak zadowolony z włoskich
pomocników, że cały czas dopytywał o możliwość przydzielenia jego armii
kolejnych. Wnioskował także o przydzielenie mu włoskiej dywizji
górskiej (być może miał na myśli strzelców alpejskich). Co więcej, użył
liczącego 150 spadochroniarzy włoskiego commando, czyli tzw. F-Force (F
od „Folgore”) (to ciekawe, ale J.L. Ready nie podaje dalszych
szczegółów). 15. GA (5. i 8. Armia) miała własne formacje tyłowe, w tym
32 tys. Włochów. Także Badoglio korzystał z ich pomocy, w tym 4470
personelu znajdowało się w jego sztabie.
W lutym 1944 roku 110
tys. włoskich „współpracowników” (cooperators) służyło Aliantom na całym
świecie (rozumiem z kontekstu, że chodzi o żołnierzy formacji
tyłowych). Ponad 600 tys. Włochów służyło alianckiej sprawie w różnych
zadaniach wojskowych (w tym na pewno wielu jeńców zwolnionych z obozów,
ale jak pamiętamy, odmawiano ich odesłania Badogliowi, bo obawiano się
stracić rąk do pracy). Kolejne rzesze cywilnych robotników dbała o
prawidłowe funkcjonowanie linii kolejowych i portów, z których
korzystali Alianci.
Po drugiej stronie linii frontu Kesselring
tak bardzo potrzebował uzupełnień na froncie, że domagał się skierowania
nań części formacji używanych dotąd jedynie do walki z partyzantami. Do
walk pod Anzio skierowano wobec tego batalion „Barbarigo” z Dywizji
„Condottieri” (dywizji piechoty morskiej X Flottiglia MAS) i 2000
spadochroniarzy z pułku „Nembo” (część z nich odłączyła od dywizji o tej
nazwie i wraz z Niemcami ewakuowała się z Sardynii, by dochować
wierności sojuszowi).
I tutaj duży błąd Amerykańskiego autora,
który dalej pisze, że spadochroniarze z „Nembo” wyróżnili się do tego
stopnia, że Himmler w uznaniu nadał im status jednostki SS. Ci z kolei
mieli się ogłosić Legionem „Vendetta”. Zupełne pomieszanie z
poplątaniem. W marcu 1944 r. pod Nettuno trafił batalion włoskiego SS o
tej nazwie, którym dowodził ppłk Carlo Federigo Degli Oddi i tylko on
nosił taką nazwę.
I dalej się zgadza: 17 marca batalion
„Vendetta” wziął udział w ataku na przyczółek Anzio-Nettuno i w ciągu
kolejnych ośmiu dni ta licząca początkowo 650 ludzi jednostka straciła
340 zabitych, a większość z pozostałych odniosła rany (czyli jak to w
SS, niektórzy mylą skrajny fanatyzm z elitarnością, a to głownie temu
pierwszemu esesmani zawdzięczają swoją renomę). Później batalion
przeszedł do obrony, ale zyskał sobie szacunek Niemców.
8
lutego 1944 r. powrócili na front ludzie Dapiano (Primo Raggruppamento
Motorizzato), tym razem z 67. pp z DP „Legnano” w roli rezerwy
(oczywiście to już ludzie Badoglia). Niebawem dowodzenie zgrupowaniem
przejął od niego gen. Umberto Utili, który był szefem sztabu w korpusie
Messego w Rosji w 1941 r. Jednostka cały czas rosła w siłę, składając
się teraz z 51. batalionu bersalierów, batalionu 1/185. p.spad. (element
Dywizji „Nembo”), 4. pułku bersalierów, 68. pp (DP „Legnano”), 11.
p.art. (DP „Mantova”) i 51. batalionu saperów.
Z wolna
organizował się także włoskie ruch oporu. Pomiędzy Lago Maggiore i
granicą szwajcarską zebrało się kilkuset ludzi, z których zwarty oddział
próbował stworzyć Filippo Beltrami. Partyzantów cały czas zasilali
młodzi ludzie uciekający przed poborem. W lutym 1944 r. CLN zaczął
naciskać, by wykonano bardziej zdecydowane ataki. Pomimo słabej kondycji
swoich wojsk Beltrami zdecydował się na rajd. 13 lutego zaatakowano
Megolo. Niemcy odpowiedzieli zdecydowanie i Beltrami (poległ) wraz z
większością swoich ludzi zostali zmasakrowani.
Pomimo tej
klęski w marcu partyzanci znad Lago Maggiore byli w stanie wystawić trzy
grupy: Bruno Rutto dowodził 200 ludźmi, Alfredo di Dio miał 300 ludzi
(i 70 „irregulars”, i nie mam pojęcia jak to odnieść do partyzantów), a
Dionigo Superti wystawił brygadę partyzancką z 500 żołnierzami. Teraz
działania prowadzono ostrożniej, wykonując więcej mniejszych ataków
nękających.
Niemcy natychmiast wzmocnili swoje siły w całym regionie. Do Turynu przybył m.in. batalion „Debica” (Dębica) włoskiego SS.