Rywalizacja o wpływy po obu stronach frontu
Plakat werbunkowy do Legionu „Ettore Muti”. Wpis to dalej tematyka po wrześniu 1943 r. Źródło bez zmian (książka „Avanti! Mussolini and the Wars of Italy”).
Pod koniec 1943 r. największym partyzanckim bastionem były Piemont, gdzie do w góry poszli żołnierze 4. Armii, Carnia-Friuli, gdzie dominowały brygady Garibaldiego, północne Apeniny, gdzie byli garybaldczycy oraz brygady Partii Czynu (znano jako GL -„Giustizia e Liberta” – zachęcam przy okazji do poczytania starej daty tekściku o włoskim antyfaszyzmie – http://wojna-mussoliniego.pl/?page_id=703), oraz wybrzeża jeziora Lago Maggiore, gdzie ponownie dominowali komuniści.
Mario Ricci, antyfaszysta, który walczył przeciwko Mussoliniemu w Hiszpanii, dołączył do Osvaldo Poppi, z zamiarem wystawienia brygady Garibaldiego w rejonie Sassuolo na południowy wschód od Modeny. Mario Lizzero, którego Badoglio zwolnił z więzienia, organizował kolejną taką brygadę w regionie Friuli, wybierając Lino Zocchi na jej dowódcę. Candido Grassi zorganizował brygady ludowe w rejonie Osoppo, gdzie były także oddziały katolików i konserwatystów. Grassi komunistów bał się niemniej jak faszystów, dochodziło do starć poszczególnych grup partyzanckich (przeciwnikiem wszystkich byli komuniści, starć zbrojnych w innej konfiguracji nie było).
Na początku listopada kilka brygad Garibaldiego zebrało się w rejonie Val d’Ossola na północny zachód od Lago Maggiore i stąd przypuścili atak na inną dolinę. Przez trzy dni trwały walki z Niemcami, po ich zakończeniu około 500 ocalałych partyzantów wycofało się w góry oprószone pierwszym śniegiem.
Pomimo tej porażki i braku sukcesów odniesionych gdzie indziej, partyzanci stawali się powodem rosnącego bólu głowy sił Osi. Przez góry właściwie nie dało się przejechać bez dużej eskorty. Linie telefoniczne i telegrafu były nieustannie przerywane, a ich naprawa wiązała się z koniecznością zorganizowania małej wyprawy zbrojnej. Faszystowscy bonzowie musieli organizować sobie ochronę. Tylko w listopadzie zamordowano 28 faszystowskich oficjeli.
W ostatnim tygodniu listopada wybuchł strajk w Turynie, który szybko rozlał się także na Mediolan i inne przemysłowe miasta. Buffarino-Guidi opisał Mussoliniemu sytuację jako chaos – w całym Mediolanie było tylko 900 policjantów, nie wszyscy mieli broń. W efekcie policja zwróciła się o pomoc do Czarnych Koszul, jednak wielu milicjantów było piętnastoletnimi podrostkami i nie miało dostatecznego wyszkolenia.
Sytuacja była tak napięta, że Niemcy zdecydowali się ściągnąć własne oddziały przeciwpartyzanckie. Tym ruchem Hitler udowodnił Włochom jedynie to, że jego siły są na wyczerpaniu. Do Włoch ściągnięto: Białoruski Korpus Bezpieczeństwa, dywizję złożoną z mieszkańców Kaukazu i Tatarów, kilka szwadronów Kałmuków, batalion litewskiej policji pomocniczej, trzy francuskie kompanie NSKK (Narodowosocjalistyczny Korpus Motorowy) i pięć pułków Kozaków (u tego autora ma prawo coś się nie zgadzać, więc specjaliści od niemieckich sił zbrojnych niech interweniują). Ci ludzie nie mówili po włosku, a i po niemiecku znali zaledwie po kilka słów. Niemcy, wiedząc, że żołnierze tych formacji są mocno religijni i przez to darzą komunistów szczerą nienawiścią, przekonywali ich, że każdy włoski partyzant jest komunistą.
Włoski personel także został zaangażowany do walki z partyzantami. Jednak policja i karabinierzy rzadko współpracowali z powodu rywalizacji o władzę pomiędzy oboma formacjami. Niedługo z prośbą o pomoc przyszli do Mussoliniego Niemcy. Dywizja „Condottieri” (J.L. Ready upiera się przy tej nazwie) licząca 10 tys. piechurów morskich nie miała akurat zajęcia. Rzucono ją więc w wir walki przeciwko zrewoltowanym rodakom. Początkowo walczyli w małych grupach w górach Piemontu, Lombardii i w okolicach miasta Gorizia. Do starć dochodziło jednak sporadycznie, a partyzanci zwykle zdołali się wymknąć. Atakowali także linie zaopatrzeniowe dywizji, co komplikowało jej działania.
Minister bezpieczeństwa wewnętrznego, Buffarino-Guidi, stworzył nową formację policji pomocniczej, której jedynym zadaniem było bezustannie tropić partyzantów. Udało mu się stworzyć dziewięć takich batalionów.
Walka o wpływy trwała z dużą siłą, więc Ricci także powołał formację antypartyznacką rekrutowaną spośród jego Czarnych Koszul. Każda z formacji przybrała własne imię. Największą był Legion „Ettore Muti”, nazwany na cześć faszystowskiego męczennika, którego kazał zamordować Badaglio.
Niemcy chcieli, by do walki z partyzantami włączyły się oddziały regularne z tworzonej armii Gambary, ale Graziani oponował, chcąc, by wojsko walczyło przeciwko aliantom. Dodatkowo zwrócił się do Niemców z prośbą, by pomogli w szkoleniu nowych włoskich dywizji. Zgodę wyrażono z jednym warunkiem – proces szkoleniowy miał odbyć się na terenie Rzeszy. Strony zawarły porozumienie i niebawem trzy dywizje armijne i jedna floty trafiły na niemieckie poligony.