Wesprzyj autora za pośrednictwem portalu Patronite: https://patronite.pl/WojnaMussoliniego —————————————————————- Włochy wypowiedziały wojnę Anglii i Francji 10 czerwca 1940 roku. Na Morzu Śródziemnym rozpoczynały się działania włoskiej floty podwodnej. Ich początek szybko okazał się nieudany. Złożyły się na to następujące czynniki: ograniczony ruch statków handlowych przeciwnika, przestarzała doktryna, starannie prowadzone operacje zwalczania okrętów podwodnych w wykonaniu tak środków nawodnych, jak i samolotów, zwłaszcza w peryferyjnych rejonach Morza Śródziemnego.
Tego dnia z Aleksandrii wyszła 2. Flotylla niszczycieli, w asyście dwóch łodzi latających Sunderland, jej okręty wyruszyły na poszukiwanie włoskich podwodników. Dzięki Ultra Secret prawdopodobnie udało się rozszyfrować rozkazy Supermariny dla włoskich sommergibili. Niszczyciel „Decoy” atakował jeden z nich, jego załoga była przekonana o zatopieniu przeciwnika, nie jest to prawdą. Włosi poprzez wyrzutnie torpedowe wypuścili nieco oleju i benzyny, tym razem przeciwnik nabrał się na tę sztuczkę.
Nocą 11/12 czerwca, ok. 3.30, podwodny stawiacz min „Pietro Micca” (capitano di fregata Vittorio Meneghini) postawił 40 min (pełny ładunek) 25 Mm na północny-zachód od wejścia do bazy w Aleksandrii. Australijski niszczyciel „Stuart” (rybacy?) natychmiast je wykrył. Szybko unieszkodliwiły je dwa trałowce. „Micca” z Tarentu wyszedł o 2.45 5 czerwca, dotąd krążył u wybrzeży Egiptu. Osiem dni później okręt zawinął do kalabryjskiego Crotone.
12 czerwca, około 50 Mm na południe od wysepki Gawdos (gr. Gavdos, wł. Gaudo), na pozycji 34°03’N i 24°05’E poszedł na dno krążownik lekki „Calypso” (4180 t), zatopiony przy użyciu pojedynczej torpedy przez włoski okręt podwodny „Alpino Bagnolini”. Okrętem dowodził capitano di corvetta Franco Tosoni-Pittoni. Trafienie nastąpiło o godz. 0.58, okręt tonął 1,5 h, aż o 2.30 skrył się pod wodą. Z załogi okrętu zginęło 39 osób, w tym jeden oficer. Włosi popisali się nie lada odwagą atakując dwa lekkie krążowniki, wraz z „Calypso” płynął „Caledon”, w eskorcie eskadry niszczycieli. „Bagnolini” wchodził w skład zespołu czterech okrętów („Bagnolini”, „Reginaldo Giuliani”, „Salpa” i „Tarantini”), które na południe od Krety oczekiwały na ruchy okrętów Mediterranean Fleet. Brytyjskie okręty poprzedniego dnia opuściły Aleksandrię.
Rano 12 czerwca „Nereide” (tenente di vascello Spano), a wieczorem „Naiade”, atakowały norweski zbiornikowiec motorowy „Orkanger” (8029 BRT). Ten ostatni sommergibile zatopił go dwiema torpedami. Statek wraz z ładunkiem ropy dla Royal Navy poszedł na dno, pięciu członków załogi zginęło. Ze wspomnień Erminio Duse z załogi „Nereide” wynika, że zbiornikowiec został trafiony także przez ten okręt. Dowódca okrętu powiadomił swoich podwładnych, że statek ma przechył i płonie. Marynarze uczcili sukces lampką szampana.
13 czerwca „Dandolo” (capitano di corvetta Riccardo Boris) atakował zespół francuskich krążowników w składzie: „La Galissonnière”, „Jean de Vienne” i „Marsellaise”, które eskortowały dwa niszczyciele – „Le Brestois” i „Le Boulonnais”. Okręt podwodny dostrzegły i zaatakowały dwa samoloty rozpoznawcze, bazujące na pokładach okrętów. Pomimo to Włosi wystrzelili dwie torpedy w stronę „Jean De Vienne”, który zdołał je wyminąć.
O 6.10 16 czerwca „Durbo” (tenente di vascello Armando Acanfora) niecelnie strzelał do celu, który rozpoznano jako krążownik. Wszystko działo się na wodach Zatoki Hammamet. Elektryk z „Durbo”, Armando Albanelli, wspominał, że koło południa 9 czerwca okręt dostał rozkaz opuszczenia portu w Auguście. Cztery godziny później dowódca okrętu oświadczył załodze, że Włochy znalazły się w stanie wojny z Anglią i Francją. Uczynił to więc nim formalnie wypowiedziano wojnę. Do 16 czerwca okręt patrolował nie dostrzegając niczego. Tego dnia „Durbo” znalazł się między Tunisem i Bizertą. Albanelli twierdzi, że zaatakowano i trafiono francuski niszczyciel. Francuzi mieli zaś, „jak zwykle”, temu zaprzeczyć. Atak spowodował reakcję wroga, który kontratakował Włochów, w wyniku czego sommergibile zszedł na 70-80 m. Popołudniu hydrofony zlokalizowały kolejny kontakt, jednak odległość od namiaru okazała się zbyt duża. —————————————————————- Zapraszam na anglojęzyczny profil promujący książki mojego autorstwa: https://www.facebook.com/War-of-Mussolini-books-by-Marek-Sobski-100807141516911
Zapraszam do zakupu książki mojego autorstwa: „Betasom. Włoska broń podwodna w bitwie o Atlantyk (1940-1945)” w nowej cenie 45 zł. Kontakt przez fan page lub e-mail: marek.sobski@interia.eu
Ponadto książka dostępna na Allegro i w księgarniach:
Wesprzyj autora za pośrednictwem portalu Patronite: https://patronite.pl/WojnaMussoliniego —————————————————————- Morze Śródziemne było najważniejszym rejonem działań włoskiej Regia Marina, także ze względów prestiżowych. Faszystowska propaganda nazywała je Mare Nostro – nasze morze, odwołując się tym samym do antycznego Mare Nostrum, wewnętrznego morza Imperium Rzymskiego. O znaczeniu tego rejonu świadczą liczby, na 165 włoskich sommergibili, które brały udział w wojnie do kapitulacji Włoch (liczba zawiera jednostki zwodowane w czasie wojny i zdobyczne – siedem francuskich i dwa jugosłowiańskie), aż 136 miało okazję operować na Morzu Śródziemnym (niektóre z nich także na innych akwenach). Włoskie okręty podwodne nie odniosły spodziewanych sukcesów, trzeba jednak zdać sobie sprawę ze specyficznych warunków w jakich przyszło im działać i z mnogości różnorodnych zadań, jakie przydzielano ich załogom.
SOMMERGIBILI ZAJMUJĄ POZYCJE
Morze Śródziemne nie sprzyja wojnie podwodnej. Wpływ na to ma doskonała widzialność, przezroczystość wody i łatwość rozpoznania lotniczego na ograniczonych akwenach.
W maju 1940 r. włączenie się Włoch do wojny było coraz bardziej spodziewane. W związku z tym Anglicy przenieśli swoje okręty z zagrożonej Malty do Aleksandrii. Na obszar śródziemnomorski powróciły też jednostki wypożyczone do działań na Atlantyku. 16 maja 1940 roku Admiralicja zamknęła Morze Śródziemne dla zwykłych statków handlowych. Musiały one nadkładać 20 000 mil z Wielkiej Brytanii do Kanału Sueskiego. To, oraz obawa o dostęp do krajów bogatego w ropę Bliskiego Wschodu, powodowało, że dla Wielkiej Brytanii był to rejon decydujących walk.
Rozkaz generalny „8 ter” z 25 maja 1940 roku uściślał rozmieszczenie włoskich okrętów podwodnych na dzień rozpoczęcia wojny. 58 z nich miało zająć pozycje na Morzu Śródziemnym, a cztery na Atlantyku (liczba ta spadnie na początku wojny odpowiednio do 55 i dwóch). Morze Śródziemne podzielono na trzy obszary:
-Zona „B”: zachodnia część Morza Śródziemnego, Morze i Kanał Sardyński, południowe Morze Tyrreńskie, Kanał Sycylijski, Morze Jońskie oraz centralna część Morza Śródziemnego do linii łączącej Przylądek Katakolon, leżący na południe od Patras, z Bengazi.
-Zona „C”: część Morza Śródziemnego leżąca na wschód od linii łączącej Przylądek Katakolon z Bengazi oraz rejon Dodekanezu.
Dla okrętów podwodnych przywidywano następujące wytyczne: linie zasadzek – precyzujące rejon w jakim mają atakować i przeprowadzać rozpoznanie, zasadzki w rejonie baz wroga – część okrętów wydzielono do operowania w rejonie wrogich portów, ze szczególnym uwzględnieniem zwalczania okrętów wojennych próbujących je opuścić oraz zbieraniem informacji o aktywności przeciwnika, stawianie pól minowych – przeznaczone dla okrętów przystosowanych do tego typu misji.
Zajmując wyznaczone rozkazem pozycje należało zachować szczególne środki bezpieczeństwa. W odległości do 40 mil od wrogich wybrzeży, w Zatoce Liguryjskiej, na zachód od południka 0°, w Cieśninie Sycylijskiej oraz w dużej części środkowego i wschodniego Morza Śródziemnego należało poruszać się w zanurzeniu. Rejs w wynurzeniu dozwolony był w rejonie własnych wybrzeży i na trasach, które uznawano za bezpieczne (wł. „rotte di sicurezza”).
Działania operacyjne włoskiej floty podwodnej były oparte na doktrynie z lat dwudziestych i trzydziestych. Okręty miały działać pojedynczo w wyznaczonych im rejonach, a kilka miało przebywać stale w rejonie baz wroga. Sommergibili miały działać bardzo statycznie, za dnia atakując spod wody, w nocy zaś w wynurzeniu. Jednak zawsze miały przebywać w rejonie im wyznaczonym, prowadząc poszukiwania za pomocą hydrofonów i peryskopu.
Poczynając od 4 czerwca 1940 roku, do 9-go tego miesiąca, 55 włoskich op zajęło pozycje w różnych rejonach Morza Śródziemnego.
W Zona „A” utworzono 10 zasadzek, w tym pięć na trasach prowadzących do Zatoki Genueńskiej. Zasadziły się tutaj: „Veniero”, „Gondar”, „Neghelli”, „Fieramosca”, „Mocenigo” oraz cztery stare okręty typu „H”. W rejonie Ajaccio na Korsyce operował zaś „Medusa”.
W zachodniej części Zona „B” znalazły się: „Marcello”, „Dandolo”, „Provana”, „Morosini” oraz „Faà di Bruno”. Na południe od Sardynii operowały „Adua”, „Aradam”, „Axum” i „Alagi”. Pod Bizertą, w Cieśninie Sycylijskiej – „Beilul” i „Durbo”, w Cieśninie znalazł się też „Brin”, a od 12 czerwca 1940 roku także „Bausan”. Inne jednostki stacjonowały na południowym wybrzeżu Adriatyku, wzdłuż albańskiego wybrzeża. Były to: „Salpa”, „Giuliani”, „Bagnolini” i „Tarantini”. „Uarsciek” zajął pozycje u wybrzeży Albanii. „Lafolè”, „Diamante”, „Topazio” i „Nereide” znajdowały się w Zatoce Sallumskiej.
W Zona „C”, w Zatoce Aleksandryjskiej, znajdowało się pięć sommergibili. Na wschód od Krety operowały „Jantina”, „Jalea” i „Delfino”. „Settimo” i „Uebi Scebelli” patrolowały na północ od Krety. Pomiędzy Scarpanto (Karpatos) a Rodos znajdowały się „Tricheco” i „Zaffiro”. W północnej części Morza Egejskiego operowały „Squalo”, „Ametista” i „Gemma” (rejon Dardaneli). W dniu wybuchu wojny „Velella” znajdował się pomiędzy Rodos a tureckim wybrzeżem. —————————————————————- Zapraszam na anglojęzyczny profil promujący książki mojego autorstwa: https://www.facebook.com/War-of-Mussolini-books-by-Marek-Sobski-100807141516911
Zapraszam do zakupu książki mojego autorstwa: „Betasom. Włoska broń podwodna w bitwie o Atlantyk (1940-1945)” w nowej cenie 45 zł. Kontakt przez fan page lub e-mail: marek.sobski@interia.eu
Ponadto książka dostępna na Allegro i w księgarniach:
Oficjalnie! Wojna Mussoliniego (aka Marek Sobski) przedstawia
pierwszą książkę wydaną własnym nakładem: „Betasom. Włoska broń podwodna
w bitwie o Atlantyk (1940-1945)”. O możliwościach jej zamówienia piszę w
drugim akapicie wpisu. Wszystkie najważniejsze informacje zawarto w FAQ
(zwłaszcza w punktach na końcu): http://wojna-mussoliniego.pl/?p=5869. Namiary na zdjęcia: http://wojna-mussoliniego.pl/?p=5895.
Najważniejszą informacja: Tak! Książka jest droższa o jakieś 12 zł i
jest to suma przeznaczona na dalsze działanie bloga i fan page’a, zakup
materiałów i przygotowanie drugiej książki wydanej tą drogą: „Afryka
Wschodnia 1940-1941. Tom 1. Okres aktywności Włochów”. (ich ataki na
pogranicze Sudanu i Kenii. inwazja na Somali Brytyjskie, ale też
pierwsze kontrofensywy Brytyjczyków). Samemu autorowi nie wypada dużo
pisać o własnej pracy, ale serdecznie ją polecam, bo mam odczucie, że
niesie z sobą sporo wartości. W sierpniu 2013 roku debiutowałem jako
autor artykułem „Sommergibili na Atlantyku” zamieszczonym w
nieistniejących już „Okrętach” (wszystkie moje publikacje: http://wojna-mussoliniego.pl/?page_id=1951).
Od tamtego czasu trwały prace nad książką i z efektu końcowego jestem
bardzo zadowolony. Nie jest to kolejna identyczna publikacja o bitwie o
Atlantyk, gdzie Włosi stanowią dalekie tło. Jest to bardzo szczegółowa
monografia atlantyckiego zgrupowania broni podwodnej Regia Marina (od
nazwy bazy znanego jako Betasom) i swój koncept zrealizowałem w 100%.
Teraz o mojej pracy będą się wypowiadać już tylko czytelnicy, do czego
serdecznie zapraszam. Także do zadawania pytań merytorycznych. Wpis
zostanie zareklamowany i przypięty u góry fan page’a, więc łatwo go
znajdziecie, by sprawdzić, co pisze się o mojej propozycji.
Jak zamówić książkę? Najłatwiej najpierw skontaktować się ze mną za
pomocą prywatnej wiadomości (z Wojną Mussoliniego lub osobą prywatną),
zgłosić zapotrzebowanie w dowolnym komentarzu na fan page’u Wojna
Mussoliniego (wtedy to ja się odezwę) lub najpewniejsza metoda, czyli
e-mail: marek.sobski@interia.eu. Co dalej? Jeśli jesteś zainteresowany
zakupem to poproszę 65 zł i 40 gr (57 książka + 8,4 przesyłka na terenie
Polski Pocztą Polską) na konto: Marek Sobski, Kokosowa 4/11, 65-120
Zielona Góra, 64 1090 1551 0000 0001 0897 2923 (Santander), chętnie z
tytułem przelewu „Betasom”, a w razie płatności z konta firmowego etc.
proszę dodać imię i nazwisko, bym mógł zidentyfikować płatnika. Proszę o
podanie adresu (przy kontaktowaniu się ze mną lub w tytule przelewu),
po zaksięgowaniu wpłaty wyślę książkę (dowód wpłaty przyspieszy sprawę).
Wysyłka zagraniczna to 57 zł + 22,7 zł = 79 zł i 70 gr. Ewentualnie
kurierem GLS – Polska: 15,98 zł, Europa: od 69,00 zł. Inne formy wysyłki
są do uzgodnienia. Rezygnuję ze sprzedaży poprzez Allegro i E-Baya.
Książka jest też formą buntu przeciwko rodzimemu rynkowi wydawniczemu,
więc teraz oddawać 10% wpływów innemu pośrednikowi średnio mi się
uśmiecha. Jeśli będą takie głosy, że taka forma sprzedaży jest
potrzebna, to ją wprowadzę, ale książka będzie w cenie 63 zł 40 gr +
koszty przesyłki.
Marek Sobski, rocznik 1983, urodzony w
Krośnie Odrzańskim, absolwent Uniwersytetu Zielonogórskiego, historyk.
Autor książek „Lictorian Fasces over England. Regia Aeronautica in
action against England 1940–1941” i dwutomowej „Crickets against Rats.
Regia Aeronautica in the Spanish Civil War 1936-1939”, a także
kilkudziesięciu artykułów popularnonaukowych w magazynach Technika
Wojskowa Historia, Militaria, Militaria XX Wieku, Lotnictwo i Okręty. Od
końca 2011 roku propagator wiedzy o historii włoskiej wojskowości w
pierwszej połowie XX wieku udostępnianej czytelnikom za pomocą bloga
„Wojna Mussoliniego” i mediów społecznościowych.
Książka
przybliża działania włoskiego zgrupowania broni podwodnej biorącego
udział w zmaganiach atlantyckich podczas drugiej wojny światowej. Przez
umiejscowioną we francuskim porcie Bordeaux bazę Betasom przewinęły się
ogółem 32 okręty podwodne pływające pod trójkolorową banderą Marynarki
Królewskiej (Regia Marina). Przedstawiono ze szczegółami niemal dwieście
wykonanych przez nie patroli bojowych, omówiono wszystkie zwycięstwa i
porażki. Praca przybliża również historię samej bazy, doktrynę włoskich
podwodników, biogramy dowódców, okręty oraz inne czynniki mające wpływ
na sukcesy i niepowodzenia. Włosi działania na Atlantyku rozpoczęli źle,
z powodu braku wcześniejszych doświadczeń okazali się nieprzygotowani
do czekających ich działań, jednak uporem i ciężką pracą zdołali
przekształcić swój kontyngent atlantycki w bardzo skuteczną machinę
wojenną. W dużej mierze dzięki wysiłkom marynarzy z Betasom włoska
marynarka może szczycić się mianem szóstej najskuteczniej floty
podwodnej w historii istnienia tego rodzaju broni.
Spis treści:
Wstęp 1. Powstanie Betasom 2. Doktryna, okręty, dowódcy 3. Droga do Bordeaux 4. Pierwsze patrole z Betasom 5. Ciężka zima na północnym Atlantyku 6. Na wodach pomiędzy Azorami i Gibraltarem 7. Przełom lat 1941/1942 na południowym Atlantyku 8. Na amerykańskich wodach 9. Zmierzch Bogów 10. Włosi na Dalekim Wschodzie Zakończenie Aneks 1 – los okrętów wchodzących w skład włoskiej Grupy Atlantyckiej Aneks 2 – Statki zatopione przez okręty Regia Marina w bitwie o Atlantyk Aneks 3 – Statki i okręty uszkodzone przez okręty Regia Marina w bitwie o Atlantyk Aneks 4 – Najważniejsze daty z historii okrętów, ich stocznie macierzyste oraz znaczenie ich nazwy Bibliografia
Pierwsi przedpremierowicze książki „Betasom. Włoska broń podwodna na Atlantyku (1940-1945)” powinni dzisiaj znaleźć ją w swoich skrzynkach pocztowych. Dlatego pora podlinkować Wam trochę zdjęć. Jak wiecie, kupić ich dla tej książki nie byłem w stanie. Koszty wydruku wzrosły – zmiana układu tabel i nowa czcionka spowodowały, że rozrosła się ona ze 180+ stron do 200. Ponadto wydrukowano 60 dodatkowych egzemplarzy i dano mi wybór – na przemiał albo kupuję. Cóż było czynić. Dodajmy do tego koszty zakupu kopert, znaczków etc. i tym sposobem na moim koncie bankowym do bieżącego życia został ledwie tysiączek. Kończąc ten wątek: sprzedaż „Betasom” i niebawem uruchomienie Patronite ma w moim zamyśle pomóc przygotować kolejne propozycje już z ilustracjami (zdjęciami, mapami). Stawka sprzedaży tej pierwszej książki wydanej własnym nakładem to operacja ratująca życie moje i strony, albo gwóźdź do trumny, bo niestety tak skończyło się dla mnie pokładanie wiary w jednego z wydawców. Ale mniejsza z tym. Obiecałem w kwestii zdjęć, że pójdziemy trochę na około i umieszczę je na blogu, poniżej linkuję wspomnianą galerię (link do niej umieszczono we wstępie do książki) i kilka kolejnych:
http://dati.acs.beniculturali.it/SecondaGuerraMondiale/
(z listy pod tytułem „Luogo” należy wybrać Bordeaux i mamy fotorelację z
powrotu okrętu „Barbarigo” dowodzonego przez Enzo Grossiego do Betasom –
czytelnicy książki szybko dowiedzą się, czemu temu wydarzeniu nadano
taką pompę; koszt zdjęcia to ok. 10 €/szt.).
Ceny zdjęć podaję
trochę z premedytacją, bo nie chcę, by ich brak stanowił zarzut w moją
stronę. Bez wsparcia czytelników nie podołam z ich zakupem, choć zdjęcia
dla tego tematu są tak kosmicznie drogie (najtańsze po 6 €/szt.), że tu
chyba tylko wsparcie ministerialne by pomogło.
Oficjalna
premiera książki w najbliższą środę około południa. Na obecną chwilę
wyszło ode mnie 70 książek. Kilka przelewów nie zostało zaksięgowanych
(zwłaszcza te z poczty i w obcych walutach), ale dzisiaj powinny
dotrzeć. Wszystkie egzemplarze są wysyłane na bieżąco. Mam nadzieję, że
kontakt ze mną jest bezproblemowy i wszystkie sprawy pomału
poukładaliśmy. Oczywiście zamówienia można składać nadal (w
komentarzach, na PW i na maila: marek.sobski@interia.eu), ale w dniu
premiery będzie już Allegro i E-Bay i to powinno bardzo usprawnić całą
sprawę.
Na jednym zdjęciu udało się uchwycić 173 463 BRT zatopionego alianckiego tonażu, co już daje Włochom wynik spokojnie plasujący ich na pewnym szóstym miejscu na świecie pod względem skuteczności poszczególnych flot podwodnych (z malutkim znakiem zapytania, bo może nie doceniam Francuzów w Wielkiej Wojnie). Capitano di corvetta Fecia di Cossato (z prawej; 82 868 BRT) i jego ówczesny zastępca tenente di vascello Gianfranco Gazzana Priaroggia (90 595 BRT) na pokładzie okrętu podwodnego „Enrico Tazzoli” w 1942 roku (na drugim planie inny z sommergibili polujących na Atlantyku).
Nadszedł wiekopomny dzień. Za godzinę odbieram z drukarni cały nakład książki „Betasom. Włoska broń podwodna w bitwie o Atlantyk (1940-1943)”. Dzisiaj i w najbliższych dniach wyślę wszystkie egzemplarze dla przedpremierowiczów (spokojnie, do każdego zapisanego na listę dotrę). Oficjalna premiera w środę 7 sierpnia! Wówczas poproszę wszystkich przyjaciół strony o pomoc w promowaniu książki i udostępnienie wpisu z „oficjalką”.
Ale
jeśli ktoś zgłosi się w międzyczasie, to bardzo dobrze, książkę wyślę
natychmiast i pomoże mi to trochę rozładować ruch. Zapraszam do pisania w
tej sprawie na PW, w komentarzach do dowolnego wpisu lub na maila:
marek.sobski@interia.eu.
Sprzedaży na Allegro i E-Bayu jeszcze
nie ma (do 7 sierpnia musi być), a to ze względu na natłok różnych
zadań. Wysłałem trzy artykuły do wyd. Magnum-X, zrobiłem autoryzację
tekstu do sierpniowego TWH, jeszcze dzisiaj zapraszam na wpis i każdego
tygodnia powinienem wyrobić normę 4-6 „newsów”.
Jednym słowem dzieje się i serdecznie Wam dziękuję za zainteresowanie stroną i wszelką pomoc, jakiej mi udzielacie!
Zacznijmy
od rzeczy optymistycznych. Książka od wtorku jest w drukarni. Obiecano
mi, że egzemplarze dla przedpremierowiczów powinienem otrzymać w
przyszłym tygodniu i natychmiast zacznę proces zbierania pieniążków i
wysyłki książki (na obecną chwilę mały znak zapytania należy postawić
przy kosztach wysyłki, ale o tym w punkcie 2.). Przy czym w przyszłym
tygodniu może się nie udać ruszyć z tematem, bo w czwartek mam mały
wyjazd i nadal zależę od drukarzy. Zapisy są oczywiście otwarte, więc
zapraszam do pisania w komentarzach, na PW i e-mail:
marek.sobski@interia.eu (to ostatnie zwłaszcza dla czytelników bloga).
Jeszcze niecałe 50 egzemplarzy musi znaleźć swoich nabywców i cały
projekt wyjdzie finansowo na zero. Oficjalną premierę wyznaczam na środę
7 sierpnia! Jest to termin ostrożny i nic nie powinno go zakłócić.
Wtedy ukaże się informacja o pełnej dostępności książki z krótkim już
tylko jej opisem i spisem treści.
Nadal optymistycznie: po
pierwsze czuję się zobowiązany w każdym tygodniu przygotować pięć wpisów
na dobrze znanym już poziomie (oczywiście jakieś wakacje się pewnie
przydarzą). Jednak prawdziwą stawką pomyślnej sprzedaży „Betasom” jest
co innego: 300 egzemplarzy sprzedanych = Afryka Wschodnia (tom 1) ukaże
się w podobnej formie, 500 = to już jest duży sukces i poważnie
pomyślimy nad wydrukiem Afryki w wyższym nakładzie z kolorowymi mapami
(kolor = wyższy koszt wydruku, ale większy nakład = mniejszy koszt, więc
książka będzie w podobnej cenie), 500+ (czyli dodruk) = Afryka z
kolorowymi mapami i wkładką zdjęciową. To jest prosty rachunek
ekonomiczny, a ja za wszelką cenę nie chcę, by koszty książki
przekroczyły 60 zł/szt. Większy nakład to większe pole manewru dla mnie
(a bardzo duży nakład = spadek ceny, nawet pomimo dodania map i zdjęć).
Ale należy zacząć od popytu.
Pieniążki zarobione na sprzedaży
„Betasom” przede wszystkim pozwolą mi poświęcać się dalej mojej pasji,
czym mam nadzieję sprawić także Wam przyjemność. Z powodu kłopotów ze
zdrowiem (punkt 14.) muszę pracować ekonomicznie (6 godzin każdego dnia,
także w weekendy, w tym czasie powinienem także napisać wspomniane 5
wpisów). Od początku nie ukrywałem, że jest to książka-cegiełka na
dalsze działanie Wojny Mussoliniego i wsparcie dla mojej osoby,
niniejszym uczulam, że owszem jest to uwzględnione w cenie (co do ceny
patrz punkt 1.). W żadne pisanie „nocami, przy mrugającej lampce,
szklaneczce whiskey, w zadymionym pokoju, aż pierwszy kogut nie przywoła
mnie do szarej rzeczywistości” nie wierzę. Jest to natomiast ciężka,
codzienna praca od samego rana i liczę na Wasze zrozumienie – muszę
zarabiać, by móc kontynuować moje dzieło. Ponadto pieniążki przeznaczę
na wszystkie opłaty związane z działaniem bloga. No i może rzecz
najważniejsza: chcę pisać książki konkurencyjne wobec wszystkiego, co
możecie dostać na rynku wydawniczym, nie tylko polskim. A to wymaga
ogromnych nakładów na literaturę. Dla przykładu, do Afryki Wschodniej w
pierwszej kolejności chcę kupić te dwie prace:
Jeszcze w ramach uzasadnienia mojej prośby o wsparcie muszę napisać o
tym, jak wygląda rodzimy rynek wydawniczy. O „Betasom” rozmawiałem z
czterema wydawcami, generalnie panuje zasada: tanio kupić („wie Pan,
Włochy mały nakład, więc możemy dać 2000 zł netto”… gdzie koszt
materiałów to lekko licząc „piątka”. Sprzeda się? To zrobi się dodruk,
ale autor prawa już oddał, więc może żyć satysfakcją z sukcesu
wydawnictwa) i drogo sprzedać. Każdy by tak chciał, bardzo to wygodne.
Ostatecznie tylko z jednym wydawcą wypracowaliśmy kompromis o podziale
rynku na polski i zagraniczny (patrz punkt 13.). Ale są i jeszcze
przypadki skrajne, jak z moją pierwszą książką: nie dostałem umowy,
honorarium jednostronnie renegocjowano o 2/3 wartości na moją
niekorzyść, a i to dostałem po dwóch latach (podobnież było z drugą i
trzecią książką, a o honoraria za artykuły tamże wydane walczy mój
adwokat i tu mamy kolejny hit: wydawca na przedsądowe wezwanie do
zapłaty odpisał, że… pism nie wydaje, a ze mną nigdy nie
współpracował). Została mi tylko współpraca z Magnum X, choć bardzo
wartościowa, profesjonalna i bez nieprzyjemnych „przygód”, to jednak
jest to zdecydowanie zbyt mało, by oprzeć na tym moją przyszłość. Stąd
pomysł samowydruków. Te mają jeszcze jeden ogromy plus: nie muszę
oglądać się na to, co wydają wydawnictwa. Napoleon V wydał „Burzę nad
Morzem Śródziemnym” prof. M. Franza. Zgłaszając się teraz z tematem
Regia Marina w działaniach na Morzu Śródziemny do dowolnego wydawnictwa
usłyszę zapewne: Panie było niedawno, temat spalony na lata. A ja
uważam, że praca prof. Franza ma sporo mankamentów i jestem w stanie
przygotować coś niezwykle konkurencyjnego. Wydanie własnym nakładem jest
wtedy jedyną drogą.
Jestem autorem, który nie tylko sobie bloguje. Zbliżam się do pułapu 100 publikacji (http://wojna-mussoliniego.pl/?page_id=1951)
i jako autor mam nadal wielkie ambicje i przekonanie o jakości własnej
pracy, a także świadomość, że nadal wiele ciężkiej harówki i nauki
przede mną. Dlatego nie chcę, by ktoś podchodził do zakupu publikacji
wydanych własnym nakładem na zasadzie „a dam mu za tę książkę, może się
do czegoś nada, a on niech sobie klepie te swoje wpisy”. To jest książka
napisana w zgodzie z wszystkimi zasadami reprezentowanej przeze mnie
dziedziny nauki, prawdziwa publikacja historyczna, i od „Betasom”, oraz
wszystkiego, co pójdzie za nią, NALEŻY WYMAGAĆ! Ja tą książką chcę
pokazać, że można wydać rasową pracę, ale odciąć się od naszego chromego
rynku wydawniczego (nie zawsze ta sytuacja jest też winą wydawców, oni
też mają swoje kłopoty, w tym ogromne długi kolporterów – ja to
rozumiem, ale zbytnia wyrozumiałość skończy się dla mnie śmiercią
głodową). Jedyne czego pragnę to z wolną od złych myśli głową skupić się
na pracy dla Was!
Czemu mielibyście wybrać mnie, a nie
pewnie w wielu elementach (choć głównie wizualnych) doskonalsze
propozycje wydawnictw? Musicie sobie zadać pytanie, czy zawsze jesteście
traktowani poważnie, a za wasze pieniądze otrzymujecie produkt wysokiej
jakości. Więc jako przykład opowiem Wam pewną historię (obawiam się, że
jej myślą przewodnią jest: „Włosi, Włosi, kto to będzie po mnie
sprawdzał, przepisze się cokolwiek…”). Otóż cofamy się do roku 2003,
Pan Jacek Solarz wydaje w wyd. Militaria książkę Afryka Wschodnia
1935-1941. Znajdujemy tam taki fragment (s.56): „Włosi bronili się
niezbyt energicznie i częściej myśleli o tym, jak dotrzeć do portów
położonych nad Oceanem Indyjskim i tam wsiąść na statki, niż o walce z
Anglikami. Ucieczka nie była wcale prostą sprawą. 12 lutego włoski
transportowiec „Leonardo da Vinci” próbował z Mogadiszu przedrzeć się na
Madagaskar opanowany przez oddziały Vichy, ale został skutecznie
ostrzelany przez brytyjski krążownik. Inny okręt – niszczyciel „Ascari” –
został zaatakowany przez dwupłatowe Hawker „Hartbeeste” z 40. Dywizjonu
SAAF-u i w płomieniach musiał zawrócić do portu. Mniej szczęścia miał
okręt „Moncalieri”, który został zatopiony. Sukces ów jest wart
odnotowania głównie z tego powodu, że został osiągnięty za pomocą
przestarzałych samolotów, z których tylko dwa zostały zestrzelone”.
Nadchodzi rok 2016 i w pierwszym tomie wspomnianej pracy prof. Franza na
s. 408 mamy prawie to samo, tylko, że „Monacalieri” okazuje się
niszczycielem. Informacja, jak informacja, no i co z tego? Ano to:
Po pierwsze: Ci Anglicy to rozumiem, że jakiś skrót myślowy –
Somali Włoskie atakowały brygady z Kenii, Złotego Wybrzeża i Związku
Południowej Afryki, nie okrętowano żadnych wojsk ani w Mogadiszu, ani
Kismaju. „Da Vinci” uciekał z Kismaju, nie Mogadiszu (ale to szczegół).
Niszczyciel „Ascari”… ja nie wiem skąd ktoś wytrzasnął ten absurd, po
10 czerwca 1940 roku w portach Oceanu Indyjskiego nie stacjonował żaden
okręt wojenny Regia Marina, „Ascari” nigdy nie miał związków z włoskimi
koloniami (no poza nazwą, oznaczającą żołnierza kolonialnego), a zatonął
za sprawą min 24 marca 1943 r. próbując przedrzeć się do Tunezji. Żaden
„Moncalieri” (zwłaszcza okręt) nie został zatopiony na żadnym akwenie
świata ani w lutym, ani w marcu 1941 roku. Parowiec (nie niszczyciel!)
„Moncalieri” (5267 BRT) znajdujemy dopiero na liście jednostek
samozatopionych w Massawie w kwietniu 1941 roku (więc na Morzu
Czerwonym, nie Oceanie Indyjskim)…
—————————————————————————–
No to wreszcie przejdźmy do szczegółów dotyczących samej książki „Betasom”.
1. Cena: 57 zł (w kosztach jest wydruk, podatek dochodowy, koszt
korekty i redakcji, wsparcie graficzne – okładka – i przy składzie,
pieniążki dla mnie).
2. Wysyłka: wzorcowo chciałby żeby była to
koperta z bąbelkami odpowiednia do formatu książki, przesyłka wysłana
Pocztą Polską (punkt pocztowy mam w bloku, trzy piętra niżej), listem
ekonomicznym, z potwierdzeniem nadania i odbioru. Książka przyjedzie
niezniszczona i mamy pewność, że w ogóle dotrze. Dokładne koszta podam
po zważeniu gotowego egzemplarza. Doprecyzuję też koszty wysyłki na
terenie Polski, Europy i nawet dalej. Jestem w stanie pójść Wam na rękę i
zmodyfikować sposób wysyłki, jeśli będą takie życzenia. Odbiór osobisty
na terenie Zielonej Góry (lubuskie), nawet specjalnie przejdę się na
spacer, jest to do umówienia.
3. Jak kupić? Na chwilę obecną:
zgłosić zainteresowanie w komentarzu w dowolnym wpisie na Wojnie
Mussoliniego (odezwę się i potwierdzę), wysłać mi PW lub e-mail:
marek.sobski@interia.eu. Po premierze powinna się ona także pojawić na
Allegro i E-Bayu. Tak, można nabyć więcej egzemplarzy. Tak, możemy
porozmawiać o wprowadzenia jej do oferty księgarni – zapraszam do
kontaktu.
4. Korekta i redakcja: Grzegorz Antoszek
(historyk, rekonstruktor i redaktor związany z portalem Historia.org.pl.
Zawodowo zajmuje się redakcją i korektą książek historycznych. Znany
jest także z działalności fotograficznej w autorskim projekcie Moldaw
Reenacting Photography).
5. Oprawa: miękka (twarda to już duży koszt).
6. Format: B5 (dość pojemny, ładny dla oka).
7. Stron: 199.
8. Druk i oprawa: Drukarnia Braci Dadyńskich 65-783 Zielona Góra, ul. Prosta 21
9. ISBN: 978-83-953832-0-5
10. Zdjęcia: w książce brak (przez wzgląd na potrzebę ich zakupu z
archiwów, a to znacznie podniosłoby koszta). We wstępie do książki
znajdziecie link do galerii na moim blogu, gdzie umieszczone zostaną
zdjęcia dla tematu.
11. Nakład: 500 egzemplarzy z
nieograniczoną możliwością dodruku (wbrew wcześniejszym zapowiedziom –
cenę za dodrukowane egzemplarze chciałbym utrzymać na stałym poziomie,
nawet przy pewnych stratach finansowych dla mnie, musimy sobie ufać i
wypracować pewien schemat, choćby to, ile ostatecznie egzemplarzy należy
drukować).
12. Wersja elektroniczna: na obecną chwilę nie mam w planie ze względu na piractwo.
13. Inne wydanie tej książki: Po polsku książka będzie tylko i
wyłącznie wydana przeze mnie. Z wyd. Stratus rozmawiamy o wydaniu jej
skrótu w języku angielskim (bardzo znacznego – z książki zostanie ok.
3/5 obecnej treści, albo inaczej z 515 000 znaków wypada 206 000, czyli
ponad 4,5 standardowego -12 stron każdy, 54 ogółem – artykułu w pismach
pokroju TWH, Militaria, MSiO czy podobnych. To już będzie dość nudne:
Okręt X wypłynął, dopłynął, wystrzelił torpedy do statku Y, trafił,
zawrócił, dopłynął do bazy i hop kolejny patrol. A cena oczywiście
„europejska”, by nie być gołosłownym, książka o podobnej tematyce: http://stratusbooks.com.pl/sklep/index.php?p104%2Caustro-hungarian-submarines-in-wwi – ale wybór jest, jeśli ktoś będzie sobie życzył po angielsku, to oczywiście polecam).
14. Książka z autografem: zamierzam podpisać każdą książkę, uważam, że
tak wypada. Książki kupujemy często w prezencie, więc będzie to tylko
moje imię i nazwisko lub parafka, data etc. I tutaj rodzi się największy
dla mnie kłopot. Raz, że bazgrzę (nawet mało powiedziane), to jeszcze
ostatnio nie najlepiej z moim zdrowiem i momentalnie wręcz dramatycznie
trzęsą mi się ręce, a im bardziej się chce, tym czasem bywa trudniej nad
tym zapanować. Najpewniej jest to coś na tle nerwicowym, ale trochę
odbijają mnie między sobą neurolog, psycholog i psychiatra, a w
poniedziałek mam rezonans magnetyczny, bo to może być też coś dużo
poważniejszego. Przez ostatnie kilkanaście lat nic nie chciało iść, jak
planowałem, schrzaniło mi się wiele spraw, były bardzo ciężkie
wydarzenia, w tym te najsmutniejsze w naszym ludzkim życiu, a gwoździem
do trumny jest wspomniany spór sądowy z moim pierwszym wydawcą. Suma
sumarum wszystko to zebrane do kupy rozbiło mnie psychicznie. Postaram
się podpisać wasze książki najładniej, jak się da, a tego pisania jest
jeszcze więcej – adres na kopercie, potwierdzenie nadania i odbioru, a
polecono mi jeszcze ręcznie prowadzić ewidencję sprzedaży, na wszelki
wypadek jakby urząd skarbowy miał jakieś wątpliwości. Wolałem tylko
uprzedzić, by nie robić za jakieś wydarzenie, by nikt nie poczuł się
zlekceważony, by nie musiał się domyślać, co jest powodem tych
koślawców. Bardzo trudno mi się z tego tłumaczyć publicznie, jest to
sprawa wstydliwa. Ale trzeba wziąć życie za bary i pokonać słabości.
Myślę, że nic mi bardziej nie pomoże niż sukces książki, za czym pójdzie
uspokojenie całej sytuacji wokół mnie (i może nareszcie jakieś
wczasy!).
Szybka garść informacji dla osób zainteresowanych książką „Betasom.
Włoska broń podwodna w bitwie o Atlantyk (1940-1945)” (przypomnę: 57 zł +
koszty przesyłki). Po pierwsze przepraszam za poślizg, ale jak coś się
robi pierwszy raz i do tego bardzo skrupulatnie, to tak bywa. Jestem
pewien, że gotowy produkt odkupi wszelkie moje przewiny. I tak:
-na wtorek 16 lipca drukarnia przygotuje matrycę i książka niezwłocznie pójdzie do druku,
-czas realizacji około 1,5 tygodnia,
-w tym okresie z przedpremierowiczami załatwimy sprawę opłat za
książkę, zbiorę Wasze adresy itd. (jeśli ktoś będzie wolał poczekać np.
na zdjęcia gotowego produktu, ok, nie ma sprawy). Jeśli potwierdziłem
dopisanie do listy, to z pewnością na niej jesteście i nie ma potrzeby
powtarzać deklaracji,
-na liście osób chętnych otrzymać książkę
przedpremierowo jest 77 osób (nakład wynosi 500 szt.), ale zapisy są
otwarte, zapraszam do deklarowania chęci zakupu w komentarzach, na PW
lub za pomocą e-maila: marek.sobski@interia.eu
-na chwilę obecną
deklaracja zakupu jest jedynie gentlemen’s agreement, nie pobieram
jeszcze żadnych pieniędzy, przedpremiera pomoże mi tylko usprawnić
wysyłkę (podzielić ją na partie), a jestem skazany na własne siły,
-po otrzymaniu książki natychmiast wysyłam ją do przedpremierowiczów,
-później opublikuję tzw. FAQ (pomoże także w promocji książki na forach
specjalistycznych itp.), zdjęcia gotowej książki i najważniejsze:
ogłoszę datę oficjalnej premiery,
-macie pytania? Zapraszam do ich zadawania, uwzględnię je w FAQ,
-na blogu (wojna-mussoliniego.pl) zorganizuję miejsce, gdzie będzie
można książki wydane moim nakładem ocenić, zadać pytania, podyskutować,
-rezygnuję z umieszczenia na blogu sklepu – boję się, że urząd może
przyczepić się o brak zarejestrowanej działalności gospodarczej.
Sprzedaż będzie prowadzona poprzez E-Bay i Allegro, a także po bieżącym
kontakcie ze mną (mail, PW itd.).
-w dniu premiery pokaże się
już tylko informacja o pełnej dostępności książki i dwa-trzy akapity
pokrótce ją przybliżające (+ link to FAQ), wykupię reklamę dla tego
postu i poproszę ludzi dobrej woli o pomoc w promocji,
No i
wtedy będziemy mieli jasność – dopiero zaczynamy przygodę z włoską
wojskowością i będę mógł regularnie proponować Wam książki wydane
własnym nakładem (z Afryką Wschodnią 1940-1941 roku jako następnym
celem) i przygotowywać wpisy, czy to już koniec tego rozdziału mojego
życia. Sytuacja w międzyczasie uległa katastrofalnemu pogorszeniu i jest
prawie dramatyczna, nadal z radością i przyjemnością współpracuję z
Magnum-X, ale z drugim moim wydawcą kontaktuje się już tylko
reprezentujący mnie adwokat… ale o tym jeszcze wspomnę przy okazji
publikacji FAQ.
Blisko, coraz bliżej do wydania pierwszej w dziejach Wojny Mussoliniego publikacji własnym nakładem.
W piątek mam cykl spotkań w drukarniach i będę podejmował ostateczne decyzje. Po tym terminie przedstawię książkę bliżej (poczynając od ceny, poprzez to, co w środku, a na motywach wydania jej samodzielnie kończąc).
Premiera najpewniej na początku lipca (tak wstępnie w oko wpadł mi piątek 5 lipca – świetna okazja, by przez weekend wszystko wypisać i w poniedziałkowy poranek zrobić miłą niespodziankę Paniom na poczcie).
Najpewniej rezygnuję z wersji elektronicznej. Tylko papier.
Piękne
ujęcie okrętu podwodnego „Alabastro”. Dzisiaj parę słów o włoskich op
na Morzu Śródziemnym w oparciu o liczby. Po pierwsze istnieje nie do
końca słuszna opinia o jakiejś ciężkiej kompromitacji włoskiej broni
podwodnej na tym akwenie. Więc po pierwsze – okręty, w wielu przypadkach
były to małe jednostki (tzw. Classe 600 – od 600 t wyporności nawodnej,
to aż 59 ze 115 okrętów RM na 10 czerwca
1940 r.). Okręty oceaniczne, powyżej 600 t wyporności, trafiały siłą
rzeczy na Atlantyk. Po drugie zadania, a należała do nich obrona
własnego wybrzeża (zwłaszcza baz floty), rozpoznanie, ubezpieczanie
floty podczas jej operacji, misje transportowe do Afryki (i tutaj też
usiądźmy i pomyślmy – najlepszymi op Regia Marina był typ Ammiragli –
okręty zaprojektowane do ponad półrocznych rejsów, z dwoma działami i 14
wyrzutniami torpedowymi… potrzeby operacyjne sprawiły, że 3 z 4
zginęły wożąc zaopatrzenie do Afryki, nie wykonując nawet ofensywnych
patroli). No i specyfika działań na tym akwenie – nie można zatopić
statku, który fizycznie nie pływa na danym akwenie (bo jest dość dziwnym
twierdzeniem, że to Włosi tkwili w portach, a Royal Navy robiła sobie
co chciała). Więc przejdźmy do liczb.
Włoskie op w latach
1940-1943 (do zawieszenia broni) przeprowadziły 1553 misje wszelkiego
rodzaju, tylko 173 razy podchodziły do ataku (w tym przypadki, gdzie
ostatecznie go nie przeprowadziły). Odpalono 427 torped (średnio 2,4 na
atak; włoska doktryna przewidywała atak pojedynczymi torpedami, a to z
oszczędności…). W 33 przypadkach do ataku użyto armat. Zatopiono 23
960 ts okrętów wojennych i 69 691 BRT statków handlowych. Uszkodzenia
opisane mam na poszczególne lata i tak: okręty wojenne – 1940 r: 4890 ts
+ 4 jednostki; 1941 r.: 4 jednostki; 1942 r.: 22 640 ts, 1943 r.: 13
600 ts + 3 jednostki; flota handlowa – 1940 r.: 3657 BRT + 2 jednostki,
1941 r.: 11 484 BRT, 1942 r.: 22 305 BRT, 1943 r. 8000 BRT + dwie
jednostki. Włoskie okręty zestrzeliły sześć samolotów i uszkodziły 17
(doktryna nakazywała podejmować walkę z samolotami i pomimo słabego
uzbrojenia plot. – wkmy Breda kal. 13,2 mm ze skutecznym zasięgiem
ostrzału 2000 m – dużo za mało, by skutecznie trzymać na dystans lotnika
– Włochom wielokrotnie uratowało to życie – na MŚ ze względu na
przejrzystość wody ucieczka w głębiny nie była wcale dobrym wyborem). 32
misje przerwano ze względu na działalność wrogich środków ZOP i 72
przez wzgląd na awarie.
Okręt podwodny „Giuseppe Finzi” wchodzi do bazy Betasom w Bordeaux. Na pierwszym planie piechota morska z pułku „San Marco”, która strzegła przed francuskim ruchem oporu i atakami komandosów obiektów włoskiej bazy atlantyckiej.
Myślę, że już czas podać to oficjalnie – kończę pracę nad książką o udziale włoskiej broni podwodnej w Bitwie o Atlantyk. Deadline wyznaczyłem sobie na okres 1-15 lutego, więc sprawa ma się już ku końcowi. Na razie wszelkie inne szczegóły pozostają objęte tajemnicą handlową, ale po nowym roku będę mógł (a nawet musiał) napisać więcej. Jedno jest już pewne: mało będzie wodolejstwa, bardzo dużo będzie konkretów i moja praca ze szczegółami opisze każdy patrol bojowy Włochów na Atlantyku (ale nie tylko, bo i na Oceanie Indyjskim i Pacyfiku się oni pojawili). Mimo huku pracy postaram się wyrobić średnią dwóch-trzech wpisów w tygodniu.
To tak żeby trochę przybliżyć temat, kolejne podsumowanie udziału włoskiej broni podwodnej w wojnie o tonaż. Cytaty z pracy E. Bagnasco, M. Brescia, „I sommergibili italiani 1940-1943, Parte 2 – Oceani”, Albertelli Edizioni Speciali, Parma 2014 . Uwagi w nawiasach moje. Do poniższych liczb należy jeszcze dodać dwie uwagi – Włosi nie partycypowali w „złotym czasie” U-Bootów z początku wojny, a już w pełni brali udział w ich pogromie datującym się od początków 1943 r.
Z 31 okrętów, które operowały na oceanach będąc pod zwierzchnością bazy Betasom w Bordeaux (liczba ta powinna wynosić 30 – „Perla” i „Guglielmotti”, uciekinierzy z Afryki Wschodniej, nie wykonywały patroli bojowych na Atlantyku, a jedynie z Francji przedarły się na Morze Śródziemne) w walce stracono 16 (zginęło 760 włoskich marynarzy). Na konto tych okrętów zapisano zatopienie 109 statków handlowych o sumarycznym tonażu 568 743 BRT, ponadto ciężkie uszkodzenie kolejnych czterech o tonażu 35 765 BRT (chodzi o jednostki, które już nie wróciły na morze, polska literatura ukuła na to termin statków „zniszczonych”, ale włoscy badacze podchodzą do sprawy uczciwiej, przynajmniej w mojej ocenie) (należy także pamiętać o ciężko uszkodzonym kanadyjskim niszczycielu „Saguenay”). Oznacza to, że na każdy włoski okręt przypada 3,51 zatopionego statku i tonaż 18 927 BRT (wg. mnie 30 okrętów i liczby kształtują się tak: 3,63 i 18 958 BRT; w obu przypadkach liczymy jedynie 109 zatopionych statków, bez ciężko uszkodzonych).
Są to liczby, które po części odkupiły słabe wyniki osiągane na Morzu Śródziemnym (przy czym Włosi nie powinni przesadzać z tym samobiczowaniem się za wyniki z tego akwenu, to zupełnie inna specyfika, inne okręty – często małe, przybrzeżne, i inne zadania im powierzone – „oczy floty”, misje transportowe etc.), pokazujące, że jeśli użyto ich do zadań korespondujących z ich charakterystykami (duże okręty, o dużej autonomii, uzbrojone najczęściej w dwa działa, by w jak najbardziej ekonomiczny sposób zgładzać wrogie statki – oszczędność torped, której od włoskich kapitanów wręcz wymagano), włoskie okręty miały porównywalną efektywność działania z innymi największymi flotami biorącymi udział w konflikcie (sukcesów polskiej broni podwodnej nie ma nawet co porównywać do sukcesów pojedynczych włoskich okrętów z Betasom, ale tutaj znowu wracamy do specyfiki działań na Morzu Śródziemnym, a nie oceny kwalifikacji marynarzy poszczególnych flot – uwaga zwłaszcza dla tych, którzy lubią wszystko upraszczać i posługiwać się schematami myślowymi).
Odnosząc się do samych tylko U-Bootów, które odnosiły największe sukcesy, w 1940 r. wyniki indywidualne włoskich okrętów były znacznie gorsze, w 1941 r. wyniki U-Bootów przewyższały czterokrotnie wyniki okrętów z Betasom, ale w latach 1942-1943 wyniki obu sojuszniczych flot podwodnych praktycznie się zrównały (cały czas mowa o przeliczniku okręt/średnia zatopionego tonażu) .
Wynik włoskich okrętów to około 5,9 % sukcesów osiągniętych przez setki niemieckich U-Bootów (i 30 włoskich) w tym rejonie operacyjnym (Atlantyk, Ocean Indyjski) i w tym okresie czasu (10 czerwca 1940 – 8 września 1943 r.). Zwiększające się z czasem sukcesy włoskich okrętów należy przypisać rosnącemu doświadczeniu i lepszemu wyszkoleniu uzyskanemu w międzyczasie (dużą zasługą były tutaj kursy w gdyńskiej szkole U-Bootwaffe), a także poprawie charakterystyk włoskich okrętów, która się dokonała (w Betasom upodobniono włoskie okręty do U-Bootów).