Szarża pod Isbuschenskij
20 sierpnia 1942 wojska Frontu Stalingradzkiego rozpoczęły, z przyczółka mostowego pod Kremieńską, atak na północną flankę Niemców, zdobyto nieco terenu, cofnąć się musiał jeden z niemieckich korpusów w składzie którego była dywizja pancerna i trzy dywizje piechoty. Nieco dalej na zachód zaczęły napływać w tym czasie siły 8 Armii gen. Gariboldiego. Armię włoską przesunięto z Grupy Ruoffa na południe w celu zajęcia pozycji obronnych skierowanych na północ ku Donowi i zluzowania formacji niemieckich. Sektor nie okazał się być szczególnie spokojnym…
24 sierpnia 1942 Włosi wykryli naprędce stworzoną przez wroga pozycję obronną 812 Pułku Piechoty Syberyjskiej (d-ca Sierafim P. Merkułow) w rejonie małej wioski Isbuschenskij. Sowiecka jednostka składała się z trzech batalionów i liczyła ok. 2,5 tys. ludzi. Znajdowała się zaledwie kilkaset metrów od włoskich linii, o świcie miała zaatakować. O 3.30 Rosjan wykrył patrol z 3. Pułku Kawalerii „Savoia” (akurat tego dnia przypadła rocznica powstania pułku w 1692 r.). Sybiracy próbowali udawać, że są Niemcami, ale ich fortel się nie udał. Po zdemaskowaniu otworzyli ogień z kaemów i moździerzy. Ppłk. Giuseppe Cacciandra i kpt. Renzo Dragona wskoczyli na dach ciężarówki, chcieli sprawdzić co się dzieje, obaj zostali ranni w nogi. Jeden z pocisków przeszedł przez płaszcz dowodzącego pułkiem płk księcia Alessandro Bettoni Cazzago, szczęśliwie nie raniąc oficera. Bettoni rozkazał chorążemu, por. Emanuelowi Genzardiemu, by wywiesił bojowy sztandar, a trębaczowi kazał grać do ataku. Pułk „Savoia”, liczący ok. 700 ludzi, miał zniszczyć wrogie zgrupowanie. Przeciwnik górował liczebnością i uzbrojeniem, a na dodatek był umocniony.
Z atakiem wstrzymano się do brzasku, szarża w nocy byłaby samobójstwem. Pułk uformował się w czworobok i czekał. Operację rozpoczęła artyleria pułku, zmuszając wroga do opuszczenia jego wysuniętych pozycji. Dowodzący pułkiem Bettoni nakazał kpt. Francesco Saverio De Leone wykorzystać powstały chaos i zaatakować jego 2. szwadronem z lewej flanki. Żołnierze zajęli pozycje w siodłach, major Conforti rozkazał: „Uderzyć z całym impetem na lewe skrzydło wroga!”. De Leone zwrócił się do swoich jeźdźców „2. Szwadron na koń!”. Kawalerzyści ruszyli ze wsi galopem, posuwając się zwartym szykiem, błyski karabinów maszynowych wyraźnie znaczyły linię frontu. Kawalerzyści zatoczyli duży łuk, nagle odział zrobił zwrot i ruszył na skrzydło i tyły nieprzyjaciela. Widzący to były dowódca 2. szwadronu, major Dario Manusardi nie mógł się powstrzymać, wraz z ordynansem dołączył do atakujących. „Nasz stary kapitan wrócił”, zawołał De Leone, by jeszcze dodać animuszu swoim żołnierzom. Przez szwadron przeleciał okrzyk „evviva Manusardi”, major Manusardi zrewanżował się krzycząc: „Jedna szabla więcej do Pańskich usług”. Dzielny oficer zapomniał się w tym momencie, zamiast szabli miał bowiem ze sobą jedynie szpicrutę. Włosi ruszyli do prawdziwej kawaleryjskiej szarży! Z okrzykiem „Savoiaaa!” pędząc na wroga. Pozycje rosyjskie ostrzeliwała w tym czasie artyleria i karabiny maszynowe – „Pierwsze linie nieprzyjaciela zostały rozbite huraganowym ogniem, a on sam szuka ratunku w okopach”.
W raporcie De Leone możemy przeczytać: „Linia wroga wyraźnie się odznacza z powodu ognia swych karabinów maszynowych. W ciągu kilku chwil szwadron galopuje spoza czworoboku i kieruje się nagłym zwrotem w kierunku lewego skrzydła zwartego w szeregu nieprzyjaciela. Wróg ustawiony w dwuszeregach, mający przewagę tak w liczbie, jak i w uzbrojeniu, okopany w terenie, zostaje zadziwiony męstwem i zuchwałością Włochów. Ogień słabnie. W powietrzu ponownie rozbrzmiewa okrzyk ‘Savoia!’. Szable spadają gwałtownie na piechotę wroga, końskie kopyta tratują karabiny maszynowe; ludzie i granaty dosięgają nieprzyjaciela, który kryje się w lejach i zagłębieniach terenu”. Koń kapitana De Leone – ognisty Ziguni, padł trafiony serią z karabinu maszynowego. Ordynans podstawił dowódcy własnego konia, ten jednak uciekł nim kapitan zszokowany upadkiem zdołał go dosiąść. Dowodzenie szwadronem objął major Manusardi, dla dodania animuszu podwładnym krzycząc „Savoia!”. „Szable spadają złowieszczo na nieprzyjacielską piechotę, kopyta koni uderzają w karabiny maszynowe, taśmy i skrzynie z amunicją. Kilku jeźdźców bez koni walczy jak lwy i bierze jeńców”. Kapitan De Leone walczy pieszo u boku ordynansa, strzelając mówi: „Najpierw wystrzelamy całą amunicję, a potem raczej odbierzemy sobie życie, niż się poddamy”. Ordynans odpowiedział: „Zgodnie z rozkazem, Signor Capitano”. Szwadron nacierał na pierwszą linię przeciwnika, zawrócił i ponowił szarżę. Kawalerzyści przerwali obronę sowietów i przebili się na ich tyły, „tam gdzie w okopach jeźdźcy nie mogli sięgnąć wroga szablami, rzucali granaty”. Toczyła się zażarta bitwa wręcz przy użyciu bagnetów i szabel. Dochodziło do aktów heroizmu: „kapral Valsecchi zauważa, że jeden z podoficerów jest ranny, a jego koń padł, zsiada w chaosie walki z konia i oddaje go koledze. Potem walczy na piechotę i przyprowadza kilku jeńców”, kapral Dirti zaś: „Jedną nogę miał pod koniem i mimo że był bez broni, potrafił tak wykołować nieprzyjacielskich żołnierzy, że najpierw go wyciągnęli, a potem wziął ich do niewoli”.
Kawalerzyści za sukces zapłacili dużymi stratami, szwadron zmniejszył się o połowę, po okolicy biegały zakrwawione konie bez jeźdźców, dlatego Bettoni posłał im na pomoc 4. szwadron kpt. Silvana Abby (zwycięzca olimpiady w Berlinie w 1936 r.). 4. szwadron atakował na piechotę od czoła, miał związać przeciwnika granatami i ogniem broni automatycznej. „Szwadron prowadzi Abba z pistoletem maszynowym w dłoniach, siejąc spustoszenie w nieprzyjacielskich szeregach”. Wsparcie nadal okazuje się zbyt małe, wobec tego do walki ruszył także 3. Szwadron kpt. Francesco Marchio wraz ze szwadronem mjr. Alberto Litta Modignaniego oraz spieszony 1. Szwadron kpt. Aragony. Do walki chciał ruszyć także dowódca pułku, jednak jego oficerowie mu to odradzili. Relacjonuje De Leone: „3. Szwadron rusza z szybkością błyskawicy i przeprowadza niemal frontalny atak. Walka trzeciego szwadronu jest zażarta i krwawa. Kapitan Abba, który walczy pieszo, na widok takiego spektaklu wyciąga aparat fotograficzny i przyklęka, by zrobić zdjęcie, jednak seria z karabinu trafia go w czoło i powala na ziemię. W tej samej chwili major Litta rzuca się na nieprzyjacielski karabin maszynowy, siekąc szablą jak wielki pan ze starego rodu, w pełnym galopie, jak jeździec z turniejów”.
W walce ginie także major Litta, który wcześniej z ordynansem dołączył do bitwy, poległ szturmując z szablą w dłoni gniazdo karabinu maszynowego. Sowiecki pułk poszedł w rozsypkę, wobec impetu natarcia nie był w stanie stawiać oporu. Najwięcej ofiar kawalerzyści ponieśli w pierwszym frontalnym ataku. Sowieci uważali, że atakują ich większe siły niż pułk, rzucili się do panicznej ucieczki. Dalej wspomina De Leone: „Linia wroga załamuje się. Sowieci rozpraszają się; wielu podnosi do góry ręce, inni zostają zabici. Kilku jeźdźców walczy pieszo, ponieważ stracili w potyczce swoje wierzchowce. Stan liczbowy szwadronu zmniejszył się do połowy. Jakiś koń bez jeźdźca błąka się wokół, ranny, ociekający krwią i rżący z bólu”.
Ok. 9.30 walka była skończona. Włosi stracili 3 oficerów i 36 żołnierzy zabitych (32 zabitych, w tym 3 oficerów?), 74 jest ciężko rannych (52 rannych, w tym 5 oficerów?), utracono też 170 koni (100 koni?). Rosjanie stracili 150 zabitych i 300 rannych. Do niewoli poszło 600 czerwonoarmistów. Jak wspomina De Leone, Włosi] byli zdumieni, że: „wśród oddziałów nieprzyjacielskich były także kobiety w mundurach, prawdopodobnie lekarki i pielęgniarki”. Rozbiciu uległy wszystkie trzy bataliony sowieckiego pułku. Zdobyto 4 działa, 10 moździerzy, 50 karabinów maszynowych i automatycznych oraz wiele innej broni. Po zakończonej bitwie kawalerzyści wykonali woltę z opuszczonymi szablami by oddać cześć jej ofiarom. De Leone wspomina jeszcze: „Patrol spieszonej niemieckiej kawalerii asystuje w tej scenie i także on oddaje honory Włochom. Jego dowódca mówi: ‘Nasza kawaleria nie potrafi już dokonać takich rzeczy. To było wspaniałe’”. Dzięki tej szarży zyskano czas potrzebny do przegrupowania armii włoskiej w rejon Donu. Pułkowi natychmiast przyznano złoty Medal Waleczności Wojskowej, kpt. Abba i mjr Litta Modignani otrzymali Sabaudzki Order Wojskowy. Inni żołnierze otrzymali 54 srebrne medale, 50 medali brązowych, 49 krzyży wojennych i inne odznaczenia za waleczność. Była to jedna z dwóch ostatnich szarż kawaleryjskich przeprowadzonych podczas tej wojny, obie wykonali Włosi.
Pingback: Triumf włoskiej kawalerii » Wojna Mussoliniego