Zaskoczony garnizon w Murzuk
Żołnierze jednostki saharyjskiej podczas akcji na południu Libii, 1943 r. [źródło obrazka: http://www.ilcornodafrica.it/]
Na mocy wspomnianych uzgodnień, w operacji wzięła także udział grupka Wolnych Francuzów, dowodzona przez ppłk Jean Colonna d’Ornano – dwóch oficerów, dwóch francuskich sierżantów i pięciu tubylców z GNT (Groupe Nomade du Tibesti). Poruszając się po pustyni, na południe od oazy Gialo, Nowozelandczycy (w tekście Anglicy…), 6 stycznia 1941, 160 km na południe od Uau el Chebir, spotkali się z gaulistami i razem z nimi ruszyli na zachód. 11 stycznia osiągnięto rejon włoskich posterunków w Murzuk i Traghen, cele ataku. Z Kairu w to miejsce dystans wynosił 2.150 km pustynnych bezdroży, tak oddalonych od znanych tras, że spotkano jedynie trzech libijskich pasterzy ze stadem wielbłądów. Grupie towarzyszył jeden z historycznych przywódców Senussi z okresu ich walki przeciwko Włochom w Libii. Był to szejk Abd el Gellil Seif en Nasr, który skrył się w Egipcie, podczas gdy jego brat, Ahmed, znalazł schronienie w Czadzie i tam dowodził jednym z „goum” (oddziałem tubylczym) francuskich wojsk kolonialnych. Obecność libijskich bojowników była użyteczna zwłaszcza propagandowo, w czym celowali Francuzi, i będzie miała później niejednokrotnie pozytywne dla nich skutki w różnych wydarzeniach na Saharze. Francuscy oficerowie często pokazywali napotkanym grupom listy uwierzytelniające sygnowane przez Wielkiego Senussi Idrissa, który wyemigrował do Kairu pod koniec lat trzydziestych. Przedstawiały one Francuzów jako „wyzwolicieli” i zawsze obiecywały przyszłą wolność narodową Libijczyków. Powojenne wydarzenie w tym rejonie świata pokazały prawdziwą twarz tych „wyzwolicieli” (parę innych uwag włoskiego historyka pomijam).
Bardzo udaną akcję szpiegowską wśród tubylców, zwłaszcza Senussich, prowadzili także Anglicy. Generał Porro wylicza różne incydenty:
-konspiracyjne radiostacje na włoskich tyłach,
-sygnały świetlne w nocy, naprowadzające przeciwnika na cele wojskowe, zarówno jeśli chodzi o rajdy naziemne jak i naloty (te dzięki światłom w namiotach nomadów),
-system przekazywania meldunków zorganizowany przez będących w opozycji do Włochów tubylców…
Po połączeniu się żołnierzy LRDG i gaulistów ruszono w trzech grupach na północ, atakując fort Murzuk. Relacja podpułkownika Bagnolda pokazuje jak skuteczną bronią jest zaskoczenie: „11 stycznia (1941), o 13.30, siły (LRDG) wkroczyły do Murzuk, i poruszały się po głównej drodze prowadzącej z Sebha, otrzymując faszystowski salut od tubylczych żołnierzy znajdujących się na obrzeżach miasta; ewidentnie myślących, że jest to włoska kolumna. Garnizon fortu znajdował się w niewielkiej odległości na południowy wschód od wioski, został zaatakowany z zaskoczenia, a ponieważ nasze wojska znalazły się po obu stronach wejścia, wielu nieprzyjaciół, którzy spacerowali przed bramą, zostało zabitych. Garnizon natychmiast począł stawiać opór. Patrol ‚G’ (kpt. Crichton-Stuart), połowa patrolu ‚T’ (kpt. Clayton) i Francuzi (ppłk D’Ornano) zaatakowali fort z pomocą karabinów maszynowych, broni strzeleckiej, działka 37 mm i dwóch moździerzy. Centralna wieża fortu została zapalona i płonęła dłuższą chwilę. W międzyczasie połowa patrolu ‚T’ z działkami Bofors, zaatakowała lotnisko, gdzie straże przeciwnika stawiały tylko słaby opór. W terminalu zdobyto broń, zniszczono stanowisko radio, a także zapalono trzy ‚Ghibli'” (te ostatnie to Ca.309).