Pojedynek z „Moonstone”
Osaczony „Galileo Galilei”, na jego pokładzie znajduje się brytyjska grupa abordażowa. Zdjęcie zrobiono z pokładu „Moonstone” na krótko przed podjęciem holowania przez niszczyciel „Kandahar”. (IWM A 109)
Niestety, w całej historii namnożyło się znaków zapytania, a moje zamówione książki utknęły we Włoszech (jedna z nich czekała na dodruk). Wszystko ładnie zebrane i uzupełnione o nowe pozycje oczywiście znajdzie się w przyszłej publikacji. Kontynuujmy jednak opowieść o „Galilei” w oparciu o to co mam:
Rankiem 19 czerwca pogorszyła się pogoda, przez Morze Czerwone przewalały się wysokie fale. Trawler „Moonstone” otrzymał jednak polecenie, by nadal poszukiwał „Galilei”. W końcu o 11.37, na przybliżonej pozycji 12°48’N i 45°12’E, azdyk trawlera złapał kontakt. Celem przeprowadzania ataku brytyjska jednostka musiała płynąć pod falę, co mocno zredukowało jego prędkość. Bosman Moorman obawiał się, że zrzucenie płytko nastawionych bomb głębinowych może uszkodzić jego z trudem pokonującą fale jednostkę, dlatego postanowiono zrzucić ledwie jedną bombę głębinową, nastawioną na eksplozję na głębokości 75 m. Po wybuchu stracono kontakt, wydawało się, że chybiono. Wkrótce nasłuch hydrolokatorem spowodował odnalezienie kontaktu, podwodny przeciwnik znajdował się teraz ledwie 300 m od „Moonstone”. Natychmiast skierowano się we wskazanie miejsce, gdzie jedna za drugą zrzucono dwie kolejne bomby głębinowe.
Po trzech minutach „Galileo” wyszedł na powierzchnię, około mili za rufą wrogiej jednostki, a jego załoga obsadziła działa i wkmy. Włoscy strzelcy prowadzili jednak mało skuteczny ostrzał. „Moonstone” zawrócił i skierował się dziobem w stronę sommergibile, chcąc w ten sposób „zmniejszyć” swoją sylwetkę i utrudnić przeciwnikom celowanie. Brytyjczycy otworzyli także ogień z działa, był on dużo celniejszy, pociski zaczęły uderzać w przednią górną część osłony kiosku (wg. W. Holickiego pociski „trafiały jeden za drugim”, inna literatura podaje dwa trafienia). Na pomoście włoskiej jednostki doszło do masakry, zginął dowódca, jego zastępca, trzech innych oficerów i kilku marynarzy. Odległość pomiędzy przeciwnikami spadła do 450 m, pokład „Galilei” zaczęły omiatać serie z karabinów maszynowych, strzelano także z karabinów ręcznych kal. 7,62 mm. Włoscy artylerzyści ponosili duże straty. Przez skrajne włazy spod pokładu zaczęli wychodzić inni włoscy marynarze, pojawiły się białe flagi. Okręt podwodny zastopował. O 12.25 przerwano ogień.
Załogę „Galilei” także dotknął problem nieszczelnego systemu klimatyzacji. Włoscy marynarze byli poważnie zatruci chlorkiem metylu. Długie przebywanie pod pokładem potęgowało skutki zatrucia, które mogło doprowadzić nawet do śmierci. W. Holicki podaje to z dużym znakiem zapytania. Występują także inne różnice w opisie zdarzenia. Okręt miał być niezdolny do zanurzenia, nadal był jednak lepiej uzbrojony, był też szybszy i miał lepszy zasięg. Ucieczka lub walka były nadal możliwe. Jednak nie można było prowadzić ognia ze wszystkich dział, gdyż cała załoga zgromadziła się na jego pokładzie. Podczas wymiany ognia zginęli niemal wszyscy oficerowie, wobec tego pozbawiona rozkazów (i najpewniej zatruta) załoga skapitulowała [wg. włoskich źródeł zginęło 15 osób, w tym wszyscy oficerowie i starsi stopniem podoficerowie, to kolejna kontrowersja].