Pierwsze skalpy pilnego ucznia
Primo Longobardo po powrocie z kolejnego patrolu rozmawia z niemieckimi oficerami łącznikowymi. Drugi dzisiaj wpis o okręcie podwodnym „Luigi Torelli”.
Pomiędzy 11-29 września 1940 „Luigi Torelli” patrolował obszar na północny-zachód od Azorów. W pobliżu znajdowały się jeszcze dwa okręty, „Capitano Tarantini” (na północy) i „Comandante Faà di Bruno” (na południu). Zaobserwowano dwa statki, jeden z nich okazał się być jednostką neutralną. Drugiego celu nie udało się zidentyfikować, pojawił się on nagle w pobliżu Włochów, pośrodku ciemnej nocy. Niemal natychmiast wystrzelono torpedę, niecelną. Cocchia nakazał kurs na prawą burtę, ale właśnie teraz dały o sobie znać zaobserwowane wcześniej kłopoty. Stery nie reagowały na tą komendę. Skręcono więc w drugą stronę i w końcu odpalono torpedę z wyrzutni rufowej. Odległość była znaczna, na pokładzie frachtowca dostrzeżono tor jej biegu i wyminięto ją manewrem. Przeciwnik skrył się we mgle i oddalił. „Torelli” najpierw wykonał pełną cyrkulację, a dopiero potem ruszył w pościg. Włosi przez całą noc podążali w stronę prawdopodobnego kursu celu, ale kontaktu już nie odzyskali.
W dalszej części patrolu natrafiono, na południe od Azorów, na cyklon. Okręt zszedł na 40 m, głębokość dogodną do nasłuchu hydrofonem, jednak i na niej morze dawało się we znaki (w oryginale włoskim użyto słowa rollare – min. huśtać, obracać). Zazwyczaj wstrząsy nie były odczuwalne już na 20-30 metrach. „Torelli” schodził coraz niżej – 50, 60, 80 i 90 metrów, ale nadal miał problemy z utrzymaniem się na równej stępce. Cocchia trzymał okręt pod wodą, czasem tylko sprawdzając warunki pogodowe za pomocą peryskopu. W końcu jednak trzeba było zmierzyć się z rozszalałym morzem. Na okręt spadały „góry wody”, uderzając w niego ze wszystkich kierunków. Kłopoty z dławiącym się dieslem na włoskich jednostkach spowodowały, że trzeba było płynąć z otwartym włazem. Sytuacja poprawiła się dopiero po kilku godzinach.
5 października osiągnięto Bordeaux. W ciągu kilku najbliższych tygodni wychodzono kilkukrotnie w morze celem odbycia ćwiczeń w atlantyckich warunkach. Z dniem 7 października capitano di fregata Aldo Cocchia otrzymał nominację na Szefa Sztabu bazy Betasom (XI Gruppo Sommergibili Atlantici). Dowodzenie „Torellim” objął capitano di fregata Primo Longobardo.
11 grudnia „Luigi Torelli” wyszedł na swój drugi patrol atlantycki. Już po kilku dniach Longobardo musiał wracać, nawaliły silniki elektryczne. 26 grudnia okręt osiągnął Betasom.
5 (lub 9) stycznia 1941 „Torelli” ponownie ruszył na Atlantyk, na wody na zachód od Szkocji. W okolicy znalazły się także „Marcello” i „Malaspina”, Włosi znaleźli się na zachód od linii utworzonej przez U 93, U 94, U 96 i U 105.
15 stycznia okręt znajdował się 350 Mm na zachód od Irlandii, wówczas zauważono konwój 6-7 frachtowców. Uderzono na powierzchni, stosując taktykę, której Longobardo nauczył się na U 99 od Otto Kretschmera (największy as U-Bootwaffe w II WŚ), Włoch spędził na pokładzie U-Boota jego ostatni patrol, pobierając bezcenne nauki. Celem były niektóre statki konwoju OB. 272, który 11 stycznia opuścił Clyde, a na kilka godzin przed przybyciem Włochów został on rozwiązany.
„Torelli” za cel obrał sobie dwa statki płynące razem na południe. Był to grecki parowiec „Nemea” (5198 BRT; płynął z Barry do Salonik z ładunkiem węgla) i norweski „Brask” (4079 BRT; płynący pod balastem z Gourock do Durbanu). O 20.20 storpedowano „Nemea”, stało się to na pozycji 52°33’ N i 24°13’ W, 28 minut później torpedy dosięgły także „Brask”. Dystans przy drugim zatopieniu był tak niewielki, że drugi oficer na frachtowcu wyraźnie rozpoznał atakujący okręt jako włoski.