Balbo zdobywa samochód pancerny
SM.79 w ataku na lotniskowiec „Eagle”. Rysunek z włoskiej prasy z epoki. [archiwum autora, kopiować za podaniem adresu strony: wojna-mussoliniego.pl] Wracamy do monografii tego samolotu, a dokładniej do jednego egzemplarza, który brał udział w ostatnich chwilach życia marszałka Italo Balbo.
Po przystąpieniu Włoch do wojny, wicekról Libii (Italo Balbo) przestał używać cywilnego SM.83 „I-MANU”, który przeznaczono do innej służby, preferował teraz „wojskowy” SM.79, który natychmiast mu przydzielono. Samolot, jak tylko opuścił linię montażową zakładów S.I.A.I., został przydzielony personelowi 10. Stormo (do jego „nucleo addestramento” – nazwijmy to sekcji szkoleniowej) i przechodził okres testów na lotnisku w Bresso. Wypadek podczas kołowania doprowadził do uszkodzenia jednego ze skrzydeł, dlatego maszynę musiał zastąpić inny egzemplarz. Uszkodzoną Savoię zajęły się służby Regia Aeronautica (w innych flotach nazywa się to bodajże naprawą dłuższą, dla Włochów riparazioni in ditta, lub po prostu Ditta) i dzięki temu zyskała ona status „sprawnej bojowo” (bellicamente efficiente) i to w rekordowo szybkim czasie. Sprawny już SM.79 przeleciał z Bresso do Trypolisu, a potem z Trypolisu do Bengazi.
Balbo był zadowolony z nowego samolotu „…prosto z fabryki i świetnie uzbrojonego”, zażyczył sobie, by na kadłubie znalazła się kojarzona wyłącznie z nim nazwa „I-MANU”. Następnie ten wybitny lotnik oświadczył ludziom ze swojego otoczenia, że woli działanie niż słowa i chce sprawdzić swój SM.79 podczas „hazardowej misji demonstracyjnej”. Przeleciał nad frontem, wylądował już na terenie Egiptu i wrócił. 21 czerwca marszałek przeprowadził na swoim „79” „improwizowaną i urozmaiconą” inspekcję podległych mu wojsk. Tak przynajmniej pamiętał ją Nello Quilici, dziennikarz, pisarz i naczelny dziennika z Ferrary „Corriere Padano”, od dawna sprawdzony przyjaciel i współpracownik Balbo. Quilici ze stopniem kapitana artylerii został nominowany szefem biura „X” przy Supercomando ASI (naczelne dowództwo sił zbrojnych we Włoskiej Afryce Północnej), organu powołanego przez Balbo, by zaufana mu osoba mogła zajmować się zadaniami prasowymi, cenzurą etc.
Quilici prowadził także osobisty dziennik marszałka, zapisał w nim: „Balbo latał nad polem namiotowym dywizji [1. Dywizji Libijskiej w Bir el Gobi], na spotkanie mu wysłano, na lądowisko oddalone o około sześć kilometrów, samochód i ciężarówkę. Gdzieś pomiędzy namiotami i lądowiskiem, i gdy maszyna szykowała się do zetknięcia swoich kół z ziemią, Balbo, który miał instynkt myśliwego, omiatał swoim bystrym okiem cały okoliczny teren, często nawiedzany przez wrogie samochody pancerne. Nieruchomy, doskonale zamaskowany na ciemnoczerwonym terenie pustyni, o 5-6000 m od lądowiska, pojawia się, jak wydaje się to Balbo, angielski samochód pancerny. Jest on przykryty kilkoma kępkami siana… Marszałek sygnalizuje go Frailichowi: pożycza Frailichowi swoją lornetkę: ale Frailich mówi, że nic nie widzi. Nieważne. Kiedy SM.79 ląduje, Balbo wydaje swojemu drugiemu pilotowi taki rozkaz: by zapobiec, że samochód pancerny trafi swoimi karabinami maszynowymi samolot, Frailich nie wyłączy silników, i jak tylko wysiądą Balbo i Lino, natychmiast znowu wystartuje… Marszałek i Lino wskoczyli do samochodu, który na nich czekał i z całą prędkością ruszyli ku dowództwu dywizji. Tutaj Balbo podniósł alarm. Pomimo niedowierzania i prób odłożenia akcji, ponieważ uważano, że w pobliżu samotnego samochodu pancernego mogą czaić się w pułapce inne, na wyraźny rozkaz marszałka przystąpiono do działania. Rusza natychmiast kilka naszych małych czołgów [zapewne L3], które w miejscu wskazanym przez Balbo odnajdują i okrążają angielski samochód pancerny. Ten ma awarię koła i bojąc się, że zaatakuje go samolot, który krążył nad nim, poddaje się bez oporu [z innej literatury wiadomo, że został unieruchomiony przez włoskie myśliwce]. Czterech Anglików wychodzi, wszyscy młodzi, stają się jeńcami. Samolot Balbo tymczasem ląduje. Marszałek przejmuje więźniów i po upewnieniu się, że nie ma przy nich niczego, co mogłoby uszkodzić samolot, ładuje ich na pokład, przekazując swój pistolet dla Lino, by ten miał ich na oku… Samolot przybył do Tobruku i ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich przekazano czterech jeńców karabinierom. Marszałem rozkazał, by traktować ich dobrze. Z tego powodu oddano im ich przedmioty osobiste, które początkowo zatrzymano…”.
W końcu nadszedł ostatni dzień życia marszałka Balbo, tak o nim pisał Gregory Alegi: „Rankiem w piątek 28 czerwca Balbo jest w Dernie w swoim sztabie głównym. Na ten dzień była przewidziana wizyta w kilku wysuniętych oddziałach 2. Dywizji Libijskiej, która niedawno odzyskała Sidi Azeiz, miejsce w rejonie granicy libijsko-egipskiej, gdzie istniało lądowisko (…). Wysłał pilny telegram do Badoglio, narzekając na różne pomyłki w wysyłce broni i materiałów. Około 9.10 przybył na pokładzie SM.75 Umberto Klinger, współpracownik Balbo z Ferrary, od 1934 r. prezydent Ala Littoria [państwowych linii lotniczych]. Klinger powracał właśnie z lotu Rzym-Addis Abeba , zatrzymał się na ponad trzy godziny, niechętnie odrzucił zaproszenie Balbo by został i wyruszył do Bengazi o 12.45…”.
Na scenę wkroczył także odpowiedzialny za AERLIBIA Gen. Porro, mający do swojej dyspozycji SM.79. Pod datą 26 czerwca, w teleksie nr. 0053/OP1, kierowanym do Aerosettore-Tobruch (sektora powietrznego Tobruk), Porro nakazywał następnego dnia bombardowanie i zrzucenie ładunków zapalających na Sceferzen, Bir el Greigat, Buq Buq, Sidi el Barrani. Ponadto Porro dodał: „Jutro rano dwa S.79 z Marszałkiem Lotnictwa [Balbo] i niżej podpisanym nadlecą nad T2 około 6.30 i polecą w rejon granicy… Dlatego poderwać dla wspomnianych samolotów myśliwce eskorty bezpośredniej”. Wiadomość była preludium do tego, co stało się 28 czerwca…
(CDN.)