Afryka Wschodnia tylko na Amazonie
Oficjalnie: Książka o kampanii w Afryce Wschodniej 1940-1941 na obecną chwilę ukaże się tylko i wyłącznie na Amazon Kindle Direct Publishing, a mówiąc bardziej po ludzku będzie do kupienia na każdym rynku Amazona na świecie. Sprzedaż na Polskę prowadzi niemiecki Amazon, przetłumaczony na język polski, a dostawy do kraju nad Wisłą prowadzi Poczta Polska (produkty można odebrać także w punktach Kolportera). O samym Amazon sporządzę osobny wpis, bo jest tam sporo fajnych opcji, a wybór urywa pewną część ciała i ja już prędko nie kupię książki w księgarniach, a postawię na e-booki (skoro można pisać taniej i nie schodzić z poziomu, a nawet go podnosić, bo w tej samej cenie kupię 15 a nie 5 książek…).
Sprzedaż na Amazon z dniem dzisiejszym traktuję jak własną działalność gospodarczą (choć nie muszę jej rejestrować, w przeciwieństwie do self-publishingu w Polsce, gdzie wpadłbym w pełny ZUS) i podporządkowuję temu całą moją pracę zawodową. Książki będą na w 100% profesjonalnym poziomie (zawodowy tłumacz i korekta językowa – obu panów znacie z licznych prac historycznych wydanych na naszym rynku, ale będzie jeszcze czas ich przedstawić, a także profesjonalny skład ze zdjęciami, mapami i innymi cudami). Warunki proponowane przez Amazon są najkorzystniejsze, a właściwie są jedynymi sensowymi: 70% zysków od e-booka i 60% pomniejszone o koszty druku od książki papierowej idzie dla autora; ale oni prowadzą sprzedaż, zwroty, drukują nawet pojedyncze egzemplarze książki, załatwiają formalności (także z nr. ISBN, o którym zaraz wspomnę), a co najważniejsze: dają rynek, na którym jest prawie miliard klientów z najbogatszych krajów świata, który ciągle się powiększa.
Dobrze, no to czemu nie udało się w Polsce. Oferta dobra owszem i była, Napoleon V i pewna instytucja miały złożyć się na pół na honorarium, dzięki czemu była to propozycja na satysfakcjonującym mnie poziomie. Wszystko poszło jednak o ISBN, wydawca musi mieć swój, jeśli chce sprzedawać książkę, a instytucja swój, jeśli chcę taką książkę zamówić i wykorzystać do celów związanych z działalnością (powiedzmy, że promocją), bo musi uzasadnić tym ISBNem wystąpienie o dofinansowanie ze skarbu państwa. Pogodzić się tego nie dało. Pół oferty, tylko od wydawcy, do dla mnie za mało: książka to grubo ponad rok pracy (tutaj chyba około dwóch), musiałem kupić do niej materiały ściągane z całego świata i ponadto zilustrować (lub puścić bez obrazków), bo wydawca nie pomaga w tym zakresie. Prawdę mówiąc ja nie wiem, jak duża musiałaby być ta oferta żebym po pierwsze miał zwrot inwestycji, po drugie mógł się za to utrzymać (pisarstwo dla mnie to ponad połowa wpływów, a docelowo chcę żeby było to ok. 80%) i jeszcze przygotować kolejne prace, w których stawką nie tyle jest nie obniżenie ich jakości, a ich stała i systematyczna poprawa (nowe materiały, książki wypchane mapami i zdjęciami, wyjazdy na miejsca opisywanych wydarzeń i gromadzenie materiałów tamże). Dlatego tylko i wyłącznie self-publishing! Prawa autorskie zostają w moim ręku i do końca życia czerpię z nich zyski, wydawcom mogę, ale nie muszę je odsprzedać (nigdy całościowe, tylko na wybrane rynki), a moi spadkobiercy dostaną piękny prezent w postaci własności intelektualnej, którą spieniężą sobie wedle własnych potrzeb.
Kolejną sprawą jest to, że Amazon promuje autorów, którzy potrafią ściągnąć mu klientów z zewnątrz (wiadomo, czemu). Ja dysponując własnymi mediami w pierwszej kolejności taki warunek spełniam (a myślę jeszcze o anglojęzycznej stronie z codziennymi wpisami i innych reklamujących już tylko książki). Wymaga to jednak ogromnego nakładu pracy i środków. Na Amazonie, kto sprzedaje, ten jest widoczny, kto nie sprzedaje, tego nie ma. Dlatego nie stać mnie na oddanie żadnego czytelnika zainteresowanego moimi publikacjami wydawcom! Bardziej opłaca mi się sprzedać 50 książek polskim czytelnikom za pośrednictwem Amazona (a już po zapisach widać, że będzie Was dużo więcej), niż stworzyć bestseller na rynek polski, bo i tak śmietankę spije wydawca…
A wydanie po polsku? Tylko i wyłącznie jeśli Amazon wejdzie do Polski i będziemy mieli pełny dostęp do usług prime (w tym urządzenia do wydawania książek samemu). A kiedy wejdzie, i czy w ogóle wejdzie? W branży w lutym tego roku huknęła wiadomość, że już, już… Przykładowy artykuł: https://www.nethansa.com/pl/blog/amazon-niebawem-w-polsce-kiedy-i-jak-sie-na-to-przygotowac/
Ale wyszło jak zawsze… Amazon zamówił jedynie tłumaczenia na swoją stronę i dla usprawnienia współpracy z Pocztą Polską. Teraz przyszedł COVID i nietrudno sobie wyobrazić, że nikt nie będzie otwierał nowych rynków (zwłaszcza tak ryzykownych jak nasz, gdzie nic nikomu się nie opłaca, a przepisy to jeden wielki absurd) w dobie pandemii. Więc myślę, że amazon.pl nie szybko przyjdzie nam wpisać w przeglądarkę. Obecnie publikacje w języku polskim są przez Amazon blokowane (bo polscy autorzy nie mają prawa wydawać książek sami, bo ZUS się obrazi). Jeśli kiedyś taka możliwość będzie, to książki po polsku na pewno szybko pojawią się na polskim Amazonie.
Miało być krótko, a wyszło jak zawsze. Niestety, żyjemy w absurdalnej rzeczywistości i posiadanie pomysłu na siebie to przekleństwo, a nie żaden sukces. Dlatego sytuacja zmusza mnie, bym od przyszłego roku płacił podatki w USA, a nie w Polsce. Książka Betasom miała być próbą, czy self-publishing w naszym kraju ma sens. Gdyby opłaty na ZUS były dostosowane do poziomu zarobków – wtedy tak. Jeśli nie są, a ja mam płacić 2000 zł opłat miesięcznie, to sprzedanie całego nakładu starcza mi dokładnie na ZUS (a nie sprzedałem nawet połowy), choć nadal jestem w plecy koszty wydruku, składu i korekty. Świetliste perspektywy…
Obowiązkiem każdego inteligentnego człowieka jest realizować swoje cele. Bogacić się, rozwijać, dbać o naszych bliskich. Obrałem drogę zawodową, która daje mi największe nadzieje, by tak się stało, i od dzisiaj poświęcam jej cały czas, jaki mi jeszcze pozostał. Moim celem jest stworzenie dwóch serii publikacji, o pierwszej i drugiej wojnie światowej (ta druga pod nazwą Wojna Mussoliniego, więc rozbudowana o okres międzywojenny), które staną się najlepszymi nie włoskojęzycznymi pracami dostępnymi na światowych rynkach (choć i niejednemu koledze po piórze z Włoch utrę nosa). Około początku listopada startujemy z Afryką Wschodnią.
Z poważaniem,
Marek Sobski