Dywizja „Savona” – zapomniane poświęcenie
Włoska piechota w natarciu, jej żołnierze na wszystkich frontach II WŚ latami mieli jedną z najbardziej niewdzięcznych służb spośród wszystkich walczących. CD. z poprzedniego wpisu.
Mila po mili alianci zbierali z pustyni włoskich maruderów. Ci Włosi siedzieli w piasku, ich brzuchy były puste i nadęte, mieli szkliste oczy o nieobecnych spojrzeniu, ich ciała były udręczone chorobami, mieli suche gardła i języki obrzmiałe z pragnienia, umysły płatały im figla, zatracili poczucie miejsca i czasu, porzucili nadzieję i zapomnieli o marzeniach, czekali tylko na śmierć. Walczyli na tej jałowej ziemi, posiadając słabe wyposażenie i przestarzałą broń, budzącą zażenowanie, gdy porównamy ją do alianckich i niemieckich odpowiedników. Niektórzy włoscy oficerowie pokazali swoją wartość, jednak wielu nie dzieliło niedoli swoich ludzi, zawsze poruszając się pojazdami. Niektórzy włoscy generałowie wzięli z sobą na pustynie kochanki. Kiedy docierało skromne zaopatrzenie, najpierw trafiało do włoskich jednostek szybkich. Włoscy piechurzy często musieli błagać mijających ich Niemców o najbardziej pospolite rzeczy, włącznie z wodą i żywnością. Prawdziwi Niemcy, przyzwoici Niemcy, dzielili się ostatnim kęsem czarnego chleba i ostatnią kroplą wody, ale naziści śmiali się z Włochów. W rezultacie dyscyplina u Włochów była słaba.
Dlatego było to cudem, że walczący samodzielnie Włosi spisywali się tak dobrze. Rommel był słynny w armii niemieckiej z powodu swoich wysokich wymagań. Nie sypał odznaczeniami jak konfetti. Kto otrzymywał od niego odznaczenie, ten naprawdę musiał na nie zasłużyć. Odwagę traktował jako obowiązek każdego żołnierza. Wśród odznaczonych przez niego byli także Włosi. Rommel nie był znany ze specjalnej rozrzutności jeśli chodzi o pochwały, ale ten niemiecki ekspert od piechoty uważał, że bersalierzy są równie wartościowi jak niemieccy piechurzy. Anty-włoskie nastawienie Rommla znacznie zmalało.
Dla niektórych bitwa nie była skończona, niemieccy i włoscy obrońcy regionu pogranicza libijsko-egipskiego nie wycofali się. Mimo nieustępliwych ataków brytyjskiej, hinduskiej i południowoafrykańskich piechoty, wspartej samochodami pancernymi i czołgami, pod ciągłym ostrzałem artylerii i mimo nalotów, trzymali swoje pozycje. De Giorgis (dowódca DP „Savona”) zwołał odprawę ze swoimi oficerami, tam postanowiono walczyć do wyczerpania amunicji i żywności. Niemiecki generał Schmidt kontrolował część obrony, dowodząc 4.500 ludźmi, w większości byli to Włosi z „Savony”. W połowie grudnia zaatakowały jego pozycje trzy bataliony czołgów, sześć piechoty i pięć dywizjonów artylerii. Jeden żołnierz bronił 30 stóp terenu (1 m = 3,280840 stóp), ale Włosi walczyli z niezłomną odwagą. Straty uzupełniano rzucając na pierwszą linię włoskich saperów i żołnierzy ze służb pomocniczych. Kiedy i ich stracono, Schmidt rzucił do walki 1.500 ludzi z niemieckiego personelu tyłowego. Gdy sytuacja stała się krytyczna, dano broń także włoskim lotnikom i marynarzom, którzy także utknęli w kotle. 30 grudnia pozycje obrońców ostrzelała brytyjska flota. Żołnierze zdobyli się na nadzwyczajny wysiłek, jednak niebawem po nowym roku musieli w końcu skapitulować. Zgrupowanie Schmidta walczyło 47 dni.
Nadal trzymała się grupa De Giorgisa – reszta Dywizji „Savona” i trochę Niemców. Trzymali pozycje w dolnym Sollum i na przełęczy Halfaya, pośrodku pozbawionej wody górzystej pustyni. Ich także atakowała piechota i czołgi. 11 stycznia, po 56 dniach walki skapitulowali obrońcy Sollum. Następnego dnia poddał się De Giorgis. Ostatni obrońcy, w większości Niemcy, „rzucili ręcznik” 17., sześćdziesiątego drugiego dnia operacji „Compass”. „Savona” przeszła do historii, wiele książek nawet nie wspomina jej nazwy, nie mówiąc o opowiedzeniu jej czynów. De Giorgisa nie spotkała żadna nagroda, chyba, że za taką uznamy ocenę jego postawy, oraz jego 13.800 Włochów i 1.000 Niemców, przez Rommla jako „wspaniałą”.
Jednak dlaczego walczyli? Jakie było znaczenie ich poświęcenia? Ceną było uniemożliwienia aliantom wykorzystania portu w Bardii przez dwa miesiące. Przez dziewięć tygodni zablokowana na przełęczy Halfaya była także jedyna utwardzona droga. Całe zaopatrzenie brytyjskiej 8. Armii musiało mozolnie omijać tą niezłomną pozycję. Przez dwa miesiące wiązano spore siły aliantów, które musiały nadzorować okrążonych.
Pomiędzy 16 listopada 1941-17 stycznia 1942 Oś straciła w poległych 1.100 Niemców i 2.300 Włochów, w rannych 3.400 Niemców i 2.700 Włochów, zaginionych było 6.100 Niemców i 6.000 Włochów. Do tego należy doliczyć stratę całej grupy walczącej przy granicy. Statystyki mogą być mylące, na czterech postrzelonych Niemców jeden ginął, trafiony Włoch był już wpółmartwy. Wszystkie niemieckie jednostki miały własne środki kołowe i szybko przewoziły swoich rannych do szpitali. Podczas odwrotu Włosi nieśli swoich rannych na noszach, a wielu z nich pozostawiano, ci nieszczęśnicy najczęściej zasilali kategorię „zaginiony”. Wielu Włochów, w wyniku gorszej aprowizacji, było niedożywionych, to oni miesiącami obsadzali też pierwszą linię i byli wyczerpani, dlatego też gorzej znosili rany. Służby medyczne Włochów były też gorsze od niemieckich. Biorąc pod uwagę, że Niemcy zawsze ulatniali się z pola bitwy na ciężarówkach, a Włosi maszerowali pieszo, osłaniając im tyły, nie można mówić, by Włosi poddawali się chętniej. Na wszystkie niemieckie straty podczas „Crusadera” 57,6% przypada na wziętych do niewoli, w przypadku Włochów było to 54,5%.