Polski Cant Z.506B „Airone”
Grafika via rosyjska strona: http://wp.scn.ru/
W lipcu 1938 Polska zmówiła 6 samolotów tego typu. Nasz jedynak dotarł w końcu sierpnia 1939 r. (te które nie dotarły służyły w Regia Marina). Polska Marynarka Wojenna planowała sformowanie eskadry torpedowo-bombowej. Maszyny miały być dostarczone do 26 lipca 1939, niestety doszło do opóźnień w produkcji. Nawigator por. obs. Kazimierz Wilkanowicz wspomina oczekiwanie w Monfalcone na polskiego Canta: „W tym długim oczekiwaniu było już dla nas coraz bardziej jasne, że grają w tym główną rolę względy polityczne. Oś sprzymierzeńcza Berlin-Rzym coraz bardziej się zacieśniała. Chciano jak najbardziej odwlec wykonanie kontraktu z Polską, a może nawet go zerwać. (…) Gdy wreszcie w drugiej połowie sierpnia wyglądało, że wszystko jest gotowe do oddania nam hydroplanu, nagle przy ostatecznej próbie wmontowanego i zreperowanego silnika, okazało się, że nie pracuje dobrze i tym razem stocznia zaczęła go niby w pośpiechu przeglądać celem usunięcia nieprawidłowości…”. Polacy do Włoch zawieźli mający wchodzić w skład wyposażenia samolotu nowoczesny radionamiernik W.2.L/N. Pewnej nocy mimo straży, zamkniętego magazynu i plomb na skrzyniach, kilku ludzi włamało się do magazynu i sfotografowało tajne części radionamiernika. Polacy znaleźli rozpakowane skrzynie, ale nic nie zginęło. Ten incydent także opóźnił dostarczenie maszyny do Polski. Dopiero 27 sierpnia 1939 Polacy dowiedzieli się od słoweńskich robotników, że maszyna jest w pełni sprawna. Nie czekając już na nic, bez sprawdzania silnika, Polacy odlecieli tego samego dnia do kraju. Samolot dotarł do Polski tego samego dnia, miał jednak niepełne uzbrojenie (zdania członków załogi są podzielone, część lotników twierdzi, że uzbrojenia nie było wcale) – zgodnie z prawem międzynarodowym w czasie pokoju samolot wojskowy przelatujący nad terytorium obcego państwa nie mógł mieć na pokładzie amunicji, bomb i torped. Strona włoska twierdzi, że dwa tygodnie wcześniej drogą morską via Gdańsk wysłano ładunek bojowy dla Canta, nie trudno się domyślić gdzie mógł skończyć swoją drogę… Była to pierwsza nowoczesna maszyna morska w polskim lotnictwie. 2 września 1939 załoga samolotu, wielokrotnie atakowanego przez niemieckie bombowce, zdecydowała się odlecieć w głąb kraju, aby odebrać z Lublina karabiny maszynowe (nawet jeśli na pokładzie były włoskie km to bez amunicji) i wyrzutniki bombowo-torpedowe. 9 września 1939 samolot, zamaskowano na jeziorze Siemień pod Parczewem, tam został wykryty przez niemieckie bombowce i zniszczony.