Ciężka kampania pod Keren
Sikhowie służący w armii brytyjskiej. Zdjęcie opisano jako Afryka Wschodnia, ale nie mam takiej pewności. Wracamy na pole bitwy pod Keren.
W południe 10 lutego 1941 na obrońców Keren spadł ciężki ostrzał artyleryjski, który potrwał cztery godziny. O zmierzchu 97. batalion kolonialny zaatakowali Hindusi, askarysi meldowali, że nie wytrzymają długo ich naporu. W ostatniej chwili na miejsce przybyła kompania bersalierów, razem udało się utrzymać pozycje. Podczas nocy stracono trzy mniejsze szczyty na rzecz Hindusów, do kontrataku rzucono bersalierów, pokonali niebezpieczną stromiznę i odzyskali jeden ze szczytów. Teraz do kontrataku ruszyli Hindusi i to bersalierzy musieli się cofnąć. O świcie, przy wsparciu wszystkich luf jakie mógł przydzielić Lamborghini, bersalierzy ponowili natarcie. Teraz towarzyszył im batalion strzelców alpejskich. Włosi uderzyli w otwartym terenie, odbili wszystkie utracone szczyty i zmusili hinduską 11. Brygadę do powrotu na pozycje wyjściowe, które zajmowała przed tygodniem. Szok spowodowany tym uderzeniem był tak duży, że całą hinduską brygadę wycofano z linii.
Tego samego dnia 2. i 11. Brygada Kolonialna broniła góry Acqua Col, którą atakowała hinduska 5. BP, wsparta sudańską jednostką karabinów maszynowych. Walki szybko przerodziły się w starcie wręcz. Ascari bili się wspaniale i utrzymali pozycje. Pod koniec dnia jedna z hinduskich kompanii została zredukowana do 18 ludzi. Po zmroku Włosi i askarysi mogli odetchnąć z ulgą, właśnie pokonali najlepszych żołnierzy Imperium Brytyjskiego (opinia amerykańskiego historyka J. Lee Ready’ego, uważam, że wcale nie kontrowersyjna).
Od teraz obrońcy Keren żyli w nieludzkich warunkach. Wszystkie materiały i zaopatrzenie trzeba było wnosić na rękach po stromych górskich urwiskach. Na dół trzeba było znosić rannych i chorych. Wielu ludzi odnosiło rany w wyniku upadków. Warunki terenowe były takie, że najczęściej w odosobnieniu walczyły posterunki obsadzane przez dwóch-trzech ludzi. Noce szarpały ludziom nerwy. Hindusów rekrutowano z pogranicza Indii i Afganistanu, z plemion dla których wojna była dniem powszednim. Infiltrowali włoskie pozycje ze swoimi długimi nożami. Na stanowiska kierowano ogień nękający artylerii, atakowano z powietrza, a na nieostrożnych czaili się snajperzy. W tych warunkach załamał się włoski system zaopatrzenia. Nie docierała żywność, pitna woda była rzadkością, środków medycznych było niewiele. Linię kolejową łączącą Keren z Asmarą cały czas obserwowały alianckie samoloty. Włoskie maszyny były uziemione, brakowało do nich części zamiennych. Każdego dnia, w całej Afryce Wschodniej, mogło operować zaledwie do 50 samolotów wykonujących różnorodne misje. Wielu Ascari zaczęło wówczas wątpić w sprawę, w ciągu kilku tygodni z 11. Brygady Kolonialnej zdezerterowało 40% żołnierzy. W innych jednostkach tubylczych statystyki wyglądały podobnie.