Dolewanie oliwy do bałkańskiego ognia
Żołnierze węgierscy podczas masakry w Nowym Sadzie. Z książki J.L. Ready’ego o dalszych wydarzeniach na Bałkanach.
Późnym 1941 r. Jugosławia była w wirze wojny. Była to nie tylko wojna z użyciem konwencjonalnej broni, pełna była wynaturzeń, poderżniętych gardeł, masakr, gwałtów, plądrowania, zdrady, głodu, mrozu i ciężkich chorób. Umierał cały naród.
Na rozkaz z Moskwy partyzanci Tito mordowali antykomunistycznych rosyjskich emigrantów („białych”), gdziekolwiek ich znaleźli. W efekcie ci Rosjanie stworzyli własne kawaleryjskie siły obronne, wyposażone w sprzęt, który zdołano wybłagać, wypożyczyć i ukraść różnym armiom stacjonującym w kraju.
W Chorwacji Ustasze byli bardzo gorliwi w chwytaniu i aresztowaniu „wrogów państwa”, takich jak Żydzi, ale trzymali się z daleka od ludzi Tito i Czetników, bo ci odpowiadali ogniem. Tyrani nie ryzykowali własnym życiem. Sformowali dwa bataliony, które miały chronić ich obiekty przed sabotażem. Istniały także dwie stałe jednostki Ustaszy – batalion „Poglavnik” (tytuł Ante Pavelicia) i Czarny Legion, które w teorii powołano do ścigania partyzantów, a w rzeczywistości spędzały czas na czystkach etnicznych w Chorwacji, Bośni i Hercegowinie. Jakkolwiek rząd chorwacki pragnął wyeliminować partyzantów i dla tych celów miał liczącą 55.000 ludzi armię marszałka polowego Slavko Kvaternika, składającą się z pięciu dywizji, pułku kawalerii i jednostki samochodów pancernych. Ponadto jeden pułk i jeden batalion walczyły na froncie wschodnim. Armii pomagał cztery polowe pułki policji.
Włosi i Niemcy mieli dobre stosunki ze zwykłymi Chorwatami, ale nie z Ustaszami, skarżyli się, że są oni niezdyscyplinowani, tchórzliwi i krwiożerczy. Niemcy zażądali od Pavelicia zdymisjonowania dowódcy Czarnego Legionu – Jure Franceticia, za jego nieokiełznaną okrutność wobec niewinnych ludzi. Pavelić odpowiedział promując Franceticia!
W całej Jugosławii dochodziło do aktów „ciężkiej do uwierzenia okrutności”. W grudniu 1941 r. serbska policja zebrała wszystkich belgradzkich Żydów i nakazała im marsz na stację kolejową. Protestujących rozstrzeliwano na miejscu. Przy mroźnej pogodzie upchnięto ludzi jak sardynki w wagonach kolejowych, bez ogrzewania, żywności i wody. Mdlejący nie upadali, taki panował ścisk. Stacją docelową był obóz koncentracyjny w Zemun, gdzie Żydzi pracowali w przerażających warunkach. W pół roku umarło tam 50.000 więźniów.
W regionach „wyzwolonych” przez Węgrów węgierska większość etniczna miała się dobrze, gorzej wyglądała sytuacja mniejszości. To prowadziło do buntu Serbów i Żydów, którzy w pierwszych ośmiu miesiącach okupacji zabili 17 węgierskich żołnierzy. W styczniu 1942 r. węgierski generał Ferenc Feketehalmy-Czeydner wykorzystał te zabójstwa do rozprawienia się z mniejszościami i węgierskimi antyfaszystami. W pobliżu Újvidék (Nowego Sadu) jego Strzałkokrzyżowcy zapędzili do zamarzniętej rzeki 592 Żydów i 292 Serbów. Pod ich ciężarem pękł lód, ludzie wpadli do wody i potonęli. Nielicznych, którzy wydobyli się z pułapki zastrzelono. Śmiejący się zabójcy oddalili się w poszukiwaniu nowych ofiar. Następnego tygodnia zamordowano kolejne 2425 bezbronnych cywili. Żydowscy historycy twierdzą, że była to wyłącznie antysemicka masakra, ale w rzeczywistości zginęli także Serbowie, Cyganie i niewygodni Węgrzy.
(CDN. jutro)