Błędne kalkulacje Duce
Benito Mussolini próbuje wojskowego wiktu w włoskim garnizonie w Atenach podczas powrotu z inspekcji frontu północnoafrykańskiego w 1942 roku.
Podczas spotkania z kierownictwem P.N.F. (partii faszystowskiej) w Palazzo Venezia 17 kwietnia 1943 roku Mussolini powiedział: „Wydarzenia rosyjskie doprowadziły do nadzwyczajnego wzrostu wrogości wobec Niemiec i Niemców”.
Według wielu badaczy (i podzielam tę opinię) katastrofa ARMIR w Rosji była najważniejszym powodem upadku reżimu faszystowskiego.
Mussolini strasznie przeliczył się dwukrotnie. Po pierwsze w ogóle przystępując do wojny w czerwcu 1940 roku, gdy miast zasiąść po krótkiej kilkumiesięcznej kampanii do herbatki z Anglikami i podzielić kolonialny tort i wpływy w basenie Morza Śródziemnego, uwikłał Włochy w wojnę światową (z braków zdawano sobie doskonale sprawę, dlatego był to hazard w najczystszej postaci).
Drugą sprawą była właśnie Rosja. Fakt, że atak Hitlera na ZSRR we Włoszech przyjęto z ogromnym rozczarowaniem. Po pierwsze kończyły się toczyć włosko-radzieckie rozmowy o współpracy gospodarczej i Mussolini liczył w pierwszej kolejności na rosyjską ropę, węgiel i stal. Radziecki tankowiec zdążył już nawet zaopatrzyć odcięty włoski garnizon na Dodekanezie (co do wrogości między obiema ideologiami, to szeregowy żołnierz musi w coś wierzyć, a na szczytach władzy zawsze to tak wygląda, że business is business). Decyzja Mussoliniego o wysłaniu wojska na wschód i później o zwiększeniu włoskiego kontyngentu w 1942 roku była dla generalicji niezrozumiała. Krótko: chodziło o całkowicie nielogiczne rozproszenie i tak wątłych środków, zwłaszcza w sytuacji, gdy w Afryce Północnej opanowano już kryzys (sprawa nie polegała na wysłaniu dodatkowych sił do Afryki; to nie miało sensu, bo zawsze podstawowym parametrem w rozważaniach o tym froncie jest problem z zaopatrzeniem wojsk drogą morską; a można było skupić się na spokojnym zmodernizowaniu wojsk stacjonujących w Europie). Tymczasem Rosja spowodowała klęskę militarną (takich Alpini rekrutowano na postawie poboru lokalnego, w wielu przypadkach całe doliny ogołocono z młodych mężczyzn, którzy przepadli w Rosji bez wieści, co „wspaniale” wpływało na nastroje), oraz udział w wojnie, której sensu nie rozumiano, a tragiczne wieści stamtąd płynące (listy żołnierzy, opowieści powracających) wskazywały, że partyjna wierchuszka wplątała kraj w wojnę całkowicie innego rodzaju niż ta z Anglią. Kolejną sprawą były nieporozumienia i wzajemne oskarżenia w relacjach z sojusznikiem (butni Niemcy wykorzystują naszych chłopców jako mięso armatnie w swojej wojnie i to za zgodą Duce i Króla…). To także miała być szybka kampania, zakończona prestiżowym triumfem nad komunizmem…
Konkluzja zawsze jest jedna (choć jest ona jedynie wnioskiem wyciągniętym z historii, a być takim doradcą czytającym książki przy kawce już post factum jest niezwykle łatwo) – w 1940 roku nie walczyć. Spokojnie dokończyć planowaną na początek 1943 roku modernizację armii i czekać na rozwój sytuacji. Oznaczało to jednak ryzyko, że Niemcy i UK zawrą zawieszenie broni, a Włochom nie zostaną nawet okruszki, a dla Mussoliniego byłaby to katastrofa. Cóż, w najgorszym razie skończyłby jak Francisco Franco (a kto wie, gdyby np. w 1943 roku przyłączyłby się do aliantów, to dopiero byłoby ciekawe, jak oceniłaby go historia; połasił się jednak na osiągnięcie swoich celów szybko [urok dyktatury, dyktatorowi szybko kończy się termin przydatności do użycia, a chce zapisać się w dziejach swojego kraju] i małym kosztem, na plecach Niemców, i teraz w podręcznikach do historii jest gdzie jest…).