Desperacki kontratak pod Gelą
Włoski czołg Renault R-35 zniszczony przez artylerię okrętową na przedmieściach Geli. Dalej wątek Sycylii.
Guzzoni przewidywał poprawnie. Cała inwazja aliancka została skierowana w południowo-wschodni rejon Sycylii. Nie dał się zwieść demonstracji wrogich statków przy północno-zachodnim wybrzeżu. Wydał teraz następujące rozkazy: wszystkie grupy bojowe z niemieckiej 15. Dywizji Grenadierów Pancernych miały ruszyć na południowy-wschód, wszystkie włoskie grupy szybkie znajdujące się w zagrożonym sektorze miały natychmiast kontratakować, niemiecka KG „Schmalz” miała przygotować się na wrogi atak, a 1. Dywizja Pancerno-Spadochronowa „Hermann Göring” miała uderzyć na Gelę.
Amerykanie uważali, że Rangersi są ich najbardziej elitarnym wojskiem, tymczasem w walkach w mieście Gela żołnierze włoskiej obrony lądowej zdołali zniszczyć ich cały pluton. W Licata 17. Legion Czarnych Koszul i Gruppo Licata zdołały powstrzymać natarcie Rangersów.
W pobliżu Monte Sole włoska bateria wystrzeliwała pociski w stronę Amerykanów. Ostrzał był tak groźny, że tzw. beach masters (żołnierze wyznaczeni do pilnowania porządku na plażach, kierowania ruchem etc.) rozkazali unikać tego odcinka plaży. Włosi uwijali się jak w ukropie, byli świadomi, że niedługo staną się celem dla artylerii okrętowej. W końcu sześciocalowe pociski zniszczyły baterię. Ocalałe baterie w Torre di Gaffe prowadziły ogień do 7.15, gdy także i one poczuły siłę ostrzału sześciocalowymi pociskami dział okrętowych.
Admirał Priamo Leonardi w Syrakuzach akurat był w miejscu atakowanym przez wrogie lotnictwo, gdy dowiedział się, że most Ponte Grande nadal znajduje się w rękach wroga. Przed godziną 8.00 zorganizował więc grupę bojową z żołnierzy pułku piechoty morskiej „San Marco”, uzbrojonych marynarzy oraz samochodów pancernych i wysłał ją z zadaniem odbicia mostu.
Nad polem bitwy w rejonie Geli właśnie wstało słońce. Dwustu obrońców miasta maszerowało z rękoma w górze. W Avola nieliczni ocalali z straszliwego bombardowania przywrócili do działania kilka dział, choć wiedzieli, że jest to niemal samobójcza decyzja. W przeciągu kilku minut ogień brytyjskich okrętów starł włoskich artylerzystów z powierzchni ziemi.
Guzzoni otrzymał wiadomość, że atak jego czołgów jest już w toku. Jak dotąd nie było widać żadnych czołgów alianckich. Mobile Gruppo E miało czołgi R-35, L6 i L3, wszystkie zupełnie nieadekwatne do sytuacji. Mimo to jego czołgi gramoliły się w dwóch kolumnach po wąskich drogach w stronę Geli. Załogi były zdenerwowane. Osiągnięto punkt oddalony o 10 mil (16 km) od Geli i nie napotkano jeszcze ognia wrogiej floty, pięć mil (8 km) od miasta nadal nie spadały żadne pociski. Amerykanie mogli jednak czaić się wszędzie. Pociski artylerii okrętowej zaczęły spadać na Włochów, gdy ci znaleźli się dwie mile (3.200 m) od centrum miasta. Prowadzeniem ognia kierował samolot rozpoznawczy. Eksplozje sześciocalowych pocisków były potężne. Bezpośrednie trafienie zamieniło jeden z L3 w dziurę w ziemi. Nie mniej niż 208 pocisków rozbiło włoską kolumnę w drobny mak. Niesamowite, gdy wiatr rozwiał kurz, nadal ukazało się kilka włoskich czołgów, których kierowcy kierowali się w stronę Geli. Obserwator w samolocie ponownie wezwał na pomoc artylerię okrętową. Na włoskie niedobitki wystrzelono jeszcze 184 pociski czterocalowe.
Druga kolumna także stała się celem dla okrętów US Navy. W stronę tych czołgów wystrzelono około setki czterocalowych pocisków. Cudem zdołało ocaleć dziewięć czołgów, które także nie wycofały się, ale z niewiarygodną brawurą ruszyły dalej. Na niewiele przed przedmieściami miasta stały się one celem dla Rangersów uzbrojonych w bazooki. Trzy pierwsze czołgi zostały trafione. Załogi pozostałych wreszcie zrozumiały bezsens swoich działań i wycofały się.
Personel sztabu Mobile Gruppo E zastanawiał się jak mają się sprawy. Wówczas spadły na ich namioty pociski brytyjskich pancerników.