Ocena kampanii w Afryce Wschodniej
Powrócimy! Włoska pocztówka zapowiadająca zemstę za porażkę w Afryce Wschodniej. Podsumowanie tej kampanii z wielokrotnie cytowanej książki Amerykanina J.L. Ready.
Włoska Afryka Wschodnia upadła, pragnienie sławy Mussoliniego kosztowało Włochów 10500 zabitych i rannych w wojnie z lat 1935-1936. Utrzymanie kontroli i zaprowadzenie władzy w całym tym kraju w kolejnych czterech latach przyniosło dodatkowe straty w wysokości 3000 zabitych i 5000 rannych. Próba obrony znajdujących się tutaj kolonii, w okresie czerwiec 1940 – listopad 1941 r., kosztowała 12 000 zabitych (w tym 5000 Włochów) i 270 000 zaginionych (dezerterów i wziętych do niewoli). Ponadto 300 000 włoskich kolonizatorów dostało się teraz pod brytyjską władzę.
Książę Aosta przywidział porażkę jeszcze przed rozpoczęciem kampanii. Nie był faszystą, ale wierzył w swój kraj i walczył na ile starczało mu umiejętności. Jest pewnym, że jego opór i opór jego następców przysporzył aliantom sporych problemów. Po pierwsze alianci nie mogli używać południowego wyjścia z Kanału Sueskiego i Morza Czerwonego przez niemal rok (nadużycie, przestarzałe siły włoskiej floty i lotnictwa stanowiły stałe zagrożenie i angażowały różne w różnych okresach siły wroga). Wiele neutralnych krajów, w tym USA, nie zezwalało swoim frachtowcom żeglować po tych wodach. Kampania angażowała pokaźne ilości uzbrojenia i zaopatrzenia aliantów, przeciągała się ponad zakładaną miarę, była toczona w prymitywnym i rozległym obszarze, co angażowało także inne materiały (podbój przez Włochy Etiopii to w mojej ocenie ogromny sukces logistyczny i organizacyjny, to teren był najtrudniejszym przeciwnikiem, angażował podobne do wojska ilości batalionów budowlanych, ciężarówek, sprzętu budowlanego, wymagał budowy dróg i mostów, kosztownego zaopatrywania z powietrza itp. itd. Brytyjczycy mieli podobne problemy). Po trzecie, pod sam koniec kampania angażowała ekwiwalent siedmiu alianckich dywizji (partyzantów nie licząc) i kilku dywizjonów lotnictwa. Nigdy się nie dowiemy, jak potoczyłyby się kampanie w Libii i Grecji, gdyby można było wcześniej zwolnić te siły. Podczas 17-miesięcznej kampanii generałowie Wavell i Cunningham byli pod nieustanną presją Churchilla, by przerzucić z Afryki Wschodniej chociaż część tych wojsk, których desperacko potrzebowano gdzie indziej. British Army była duża, ale pomiędzy czerwcem 1940 i listopadem 1941 r., dokładnie kiedy trwała kampania wschodnioafrykańska, obawiający się niemieckiej inwazji Churchill trzymał większość swoich wojsk na Wyspach, a wojnę toczyli dla niego niemal wyłącznie żołnierze nie brytyjskiego pochodzenia, wzmacniani niewielką liczbą Brytyjczyków, gdy było to konieczne. W tym okresie żadna sformowana na Wyspach dywizji piechoty nie wzięła udziału w walkach!
W wyniku tego powstrzymywania się od użycia Brytyjczyków w walce, Cunningham musiał zabierać wojska z jednego frontu, by wypełnić zadania na innym. Na przykład hinduska 4. DP walczyła w Egipcie w grudniu 1940 r., w styczniu 1941 r. Wavell wysłał ją do Erytrei, a po przełamaniu obrony Włochów pod Keren powróciła do Egiptu, bez wypoczynku pomiędzy toczonymi walkami (etc. pomijam tą wyliczankę).
Włoska obrona w Afryce Wschodniej powinna być zapamiętana przez historię jako epicka (w oryginale great epic), zamiast zostać zapomnianą. Jest tego kilka powodów. Po pierwsze, nie było tam Niemców, a uwaga powojennych historyków koncentrowała się niemal wyłącznie na walkach z nimi i Japończykami. Narody anglojęzyczne mają tendencję do czytania wyłącznie historii innych anglojęzycznych narodów, a walki toczone przez Nigeryjczyków i Kenijczyków w ogóle nie przyciągają ich uwagi. Włosi także nie przywiązywali takiej uwagi do przegranych kampanii. Brytyjczycy oczywiście nie ujawnili w czasie wojny, że niemal natychmiast odczytywali rozkazy księcia Aosty. Książę nigdy nie mógł tak naprawdę zaskoczyć Brytyjczyków, natomiast oni mogli robić to często. Brytyjscy generałowie musieli więc czymś innym tłumaczyć swoje zwycięstwa, uciekli się więc do starego nonsensu jakoby Włosi byli tchórzami. Ich raporty rzadko mówią, że większość ich jeńców była etiopskimi dezerterami, którzy chcieli dołączyć do triumfujących partyzantów. Opinii publicznej wmawiano, że każdy jeniec jest Włochem. Kiedy to Włosi triumfowali, to brytyjska generalicja unikała korespondentów wojennych, gdy karta się odwracała domagali się nagłówków w prasie. Brytyjska propaganda miała dwa cele: utrzymywanie wysokiego morale ludności cierpiącej w wyniku największych nalotów w historii, oraz próby zachęcenia Amerykanów do zwiększenia ich militarnej pomocy.
Efektem tego było, że żołnierze walczący przeciwko Włochom byli rzadziej odznaczani. Dotyczyło to także ich powrotu do domu, gdy ich przyjaciele i sąsiedzi cenili bardziej żołnierzy walczących przeciwko Niemcom i Japończykom.
Głównym czynnikiem w tej wojnie była postawa „kolorowych” żołnierzy. Będący pod brytyjskim panowaniem od pokoleń żołnierze z Indii i Afryki walczyli mężnie. Podobnie po włoskiej stronie dobrymi żołnierzami byli Erytrejczycy. Gorzej sytuacja wyglądała z jemeńskimi najemnikami i Somalijczykami walczącymi dla Duce. Natomiast wcielanie w szeregi Etiopczyków okazało się wręcz katastrofą. Wielu uciekło po pierwszych strzałach, lub zdezerterowało. Brytyjczycy nigdy nie próbowali rekrutować Etiopczyków, nawet spośród ludzi Wingate’a, nigdy też nie rozważali użycia etiopskich partyzantów poza ich krajem.
Niektórzy Włosi panikowali pod ogniem. To fakt. Niektórzy Brytyjczycy także panikowali pod ogniem. To także fakt. Widziano fatalnie walczących Brytyjczyków na przełęczy Tug Argan i Fortem Gallabat. W pierwszych dniach wojny biali żołnierze z Południowej Afryki uciekali na samą wieść, że Włosi są w pobliżu.
Książę Aosta prawdopodobnie był najlepszym włoskim dowódcą podczas tej wojny, gdyby otrzymał wolną rękę od Mussoliniego i lepsze wsparcie z powietrza, mógłby walczyć przez kolejne miesiące i znacznie wpłynąć na bieg wojny. Aosta miał pod sobą wielu świetnych podkomendnych: Gazzera, Nasi, Frusci, Carnimeo, Maraventano, Lorenzini i Ugolini, wszyscy byli prawdziwymi wojownikami. Niektóre bitwy w Afryce Wschodniej przypominały walki okopowe I Wojny Światowej. Potwierdzają to ich uczestnicy z obu stron. Brytyjczycy przyznali za nie kilka swoich najwyższych odznaczeń – Krzyży Wiktorii. Armia hinduska straciła w Afryce Wschodniej 4785 zabitych i rannych, jedną czwartą stanu. Brytyjczycy i Hindusi, weterani tej kampanii, walczyli potem na różnych frontach przeciwko Niemcom i Japończykom, ale po wojnie deklarowali, że to Keren było ich najtrudniejszą bitwą!