Rzeź niszczycieli
Niszczyciel „Nazario Sauro”. Ostatnia część jego dość niewdzięcznej historii.
Włoskie niszczyciele poddano ciężkiemu bombardowaniu, okręty złamały szyk, kontynuowały marsz zygzakując. Próbowano się bronić posiadaną bronią plot. – karabinami kal. 13,2 mm (na niszczycielach typu Sauro były po dwa takie km, oprócz tego dwa działka 40/39, czyli popularne pom-pomy, ale o ich użyciu nie ma informacji). Około 7.30 stało się jasnym, że wrogie samoloty koncentrują się na zniszczeniu mniejszych niszczycieli – „Sauro” i „Manin”. „Tigre” i „Pantera” skierowały się ku arabskim wybrzeżom, gdzie w końcu zostały samozatopione. „Sauro” i „Manin”, oba już z mniejszymi uszkodzeniami, nadal próbowały przetrwać ciężkie naloty. Bliskość własnych baz pozwalała Brytyjczykom na komfort powracania na lotniska, gdzie tankowano i uzupełniano bomby, a następnie powracano nad manewrujące wściekle włoskie okręty. Włoscy marynarze mieli kłopot z zacinającymi się karabinami Breda, kończyła się im także amunicja. Intensywność włoskiego ognia plot. systematycznie malała. To wreszcie rozochociło lotników, którzy trzymali się wysoko, zrzucając bomby z dużego pułapu, dotąd nie zaliczyli żadnego bezpośredniego trafienia w niszczyciele. „Sauro” bronił się już dwie godziny, unikając trzech fal nalotów, dzięki kontrmanewrom i użyciu własnej skromnej broni przeciwlotniczej.
W końcu, po 9.00, śmielej zaatakował samolot pilotowany przez Midshipmana Erica Sergeanta z 813. Sqn. (otrzymał za tą akcję Distinguished Service Cross), zbliżył się on na mniej niż 50 m i zrzucił dobrze wycelowaną serię pięciu bomb. 224 kg bomba w końcu dosięgła waleczny niszczyciel, zaraz za nią w rufę okrętu trafiły kolejne, w niedługim czasie powodując pożar. Płomienie niebawem dotarły do pobliskiego magazynu amunicji, która niebawem eksplodowała. W kadłubie „Sauro” została wybita dziura, przez którą natychmiast zaczęła wdzierać się woda. W pół minuty niszczyciel przewrócił się i zatonął z wywieszoną banderą wojenną na pozycji 20°00’ N i 30°00’ E, dokładnie na środku Morza Czerwonego, głębokim tutaj na 2000 m. Do celu ataku, Port Sudan, było stąd zaledwie 10 Mm.
Na pokładzie „Sauro” było wówczas 173 włoskich marynarzy. Wielu ludzi zdążyło wyskoczyć za burtę nim okręt się wywrócił, jednak duża część załogi odniosła rany, lub była wycieńczono koszmarnymi upałami panującymi wówczas na Morzu Czerwonym, a należy pamiętać, że kotły pracowały z pełną intensywnością od samego wyjścia w morze, podnosząc tym samym temperaturę panującą na pokładzie niszczyciela. Rozbitkowie trzymali się szczątków, czekając na przyjście jakiejś pomocy, w tym wypadku można było tylko mieć nadzieję na litość wroga. Dopiero o zachodzie słońca na miejscu zatopienia „Sauro” zjawił się brytyjski parowiec „Velho”, który zaczął podejmować podzielonych na dwie grupy rozbitków. Do niewoli dostało się wówczas 95 ludzi: dowodzący niszczycielem Moretti degli Adimari, ośmiu innych oficerów, 12 podoficerów, 73 włoskich marynarzy i jeden Askarys. Załoga „Sauro” końca wojny oczekiwała w obozach jenieckich w Kenii i Indiach. W ostatniej walce okrętu zginęło 78 Włochów. [Bliźniaczy „Daniele Manin” także zatonął w czasie tego ataku z powietrza; ale kiedyś poświęcę mu osobne wpisy]