Co począć z niszczycielami?
Model niszczyciela „Nazario Sauro”, źródło obrazka, cała fotorelacja z budowy i efekt finalny pod tym linkiem: http://www.betasom.it/forum/index.php?showtopic=38377&page=4
Dalszy wątek historii tego niszczyciela:
Wiosną 1941 r. było jasnym, że odcięte włoskie kolonie w Afryce Wschodniej upadną, na początku kwietnia bezpośrednio zagrożona była sama Massaua. Trzeba było zastanowić się, co zrobić ze znajdującymi się tutaj okrętami. Niszczyciele nie miały żadnych szans dotarcia do Japonii lub Francji. Kolejnym problemem były trudności eksploatacyjne z okrętami, wyposażenie afrykańskich portów było słabe, nie dało się wykonać należytych napraw i prac konserwacyjnych, silniki były zużyte długą służbą, uzbrojenie przestarzałe, nie było modernizowane od początku wojny, wiele innych urządzeń na pokładach było niesprawnych. Do tej pory Włosi posiadali na Morzu Czerwonym sześć niszczycieli: „Sauro”, „Battisti”, „Manin”, „Tigre”, „Leone” i „Pantera”. Contrammiraglio Mario Bonetti, dowódca sił Regia Marina w tym rejonie świata, za zgodą Supermariny, zadecydował, że los tych jednostek ma być inny niż samozatopienie w porcie.
Niszczyciele miały wykonać swoją ostatnią misję, by nie mówić o samobójstwie, określono to jako próbę, przed nieuchronną ich utratą, zadania przeciwnikowi możliwie wysokich strat. Włoskie zespoły miały uderzyć na dwa cele – Port Sudan i Suez. 5. Squadriglia, czyli większe „Tigre”, „Leone” i „Pantera”, dysponujące większą autonomią, miały przejść niemal całe Morze Czerwone i zaatakować Suez. 3. Squadriglia, czyli mniejsze „Sauro”, „Battisti” i „Manin”, których zasięg wynosił 600-700 Mm (uwaga: przy maksymalnej prędkości, przez wzgląd na rodzaj misji wolniejsze pływanie chyba nie wchodziło w rachubę), miały zaatakować położony bliżej Port Sudan.
Okręty przeznaczone do wykonania misji nie mogły na tym etapie wojny liczyć już na asystę własnego lotnictwa, w komplecie nie miały one pełnej sprawności, cierpiąc na rozmaite usterki, musiały spędzić na kontrolowanych przez wroga wodach dwa dni. Morze Czerwone było wówczas praktycznie opanowane przez brytyjskie siły morskie i lotnicze, powrót do Massauy nie wchodził w rachubę, przewidywano, że w ciągu kilku dni i tak wpadnie ona w ręce przeciwnika. Niezależnie od powodzenia misji, czy udałoby się wtargnąć w okolice wrogich baz, czy też natrafiono by na zdecydowany opór w czasie podejścia do nich, dowódcy mieli próbować ostatnim wysiłkiem osiągnąć arabskie wybrzeże, by przynajmniej umożliwić załogom internowanie i tam zatopić okręty. W każdym wypadku była to misja bez powrotu (missione senza ritorno) lub wręcz samobójcza szarża (carica suicidia).
Dowództwo brytyjskie prawidłowo odgadło, że Włosi mogą przeprowadzić podobny atak, pechowo dla powodzenia misji, wzmocniono obronę zarówno Suezu, jak i Port Sudan. W to drugie miejsce przerzucono min. ekspertów wojny morskiej, grupę lotniczą lotniskowca „Eagle”. Sam lotniskowiec nie był w stanie przejść Kanału Sueskiego, w ostatnim czasie zaminowanego przez niemieckie samoloty.